10.6.08

Usypianie mamą

Na zdjęciach wszystkie śpiące maleństwa wyglądają tak słodko - prawdziwe aniołki. Tylko... tylko jak się właściwie wyjmuje z dzieci baterie?
Pewien przemądrzały poradnik dla świeżo upieczonych rodziców pouczał nas, że samodzielne usypianie nie jest umiejętnością wrodzoną i musimy jej nasze dzieci cierpliwie nauczyć. My widocznie byliśmy za mało cierpliwi. Nie będę się rozpisywać o naszych mniej lub bardziej udanych próbach przekonania Myszy, że naprawdę wiemy, co robimy, a sen z całą pewnością jest jej potrzebny. Długo nie dawała się przekonać. Udało nam się wreszcie osiągnąć kompromis - Mysz zasypia później, niż byśmy chcieli, ale za to bez rozpaczy.
Nauczyła się nawet, że z każdym z nas zasypia się inaczej.
Mamą na przykład usypia się na leżąco. Wzięło się to stąd, że przez pewien czas nie mogłam chodzić, więc Mysz nie mogła liczyć na usypianie na rękach. Kładłam się obok niej i udawałam że śpię, żeby nie nakręcać jej dalszą zabawą. Udawanie wychodziło czasem na tyle dobrze, że kiedy ja dawno już spałam, Mysz harcowała w najlepsze.
Dziś Myszka już wie, że kiedy kładziemy się do łóżka, a w pokoju rozlegają się głosy Magdy Umer i Grzegorza Turnaua, zabawy powinny się kończyć. No tak, zabawy może się i kończą, ale to nie znaczy, że od razu trzeba iść spać, prawda? W końcu to Mama się kładzie - jak chce, to niech sobie idzie spać. Mysz wcale spać nie musi, Mysz teraz potrzebuje Tusia!
- Tusiu, Tusiuuu! - wołanie należy podkreślić uderzeniami w drzwi, bo skoro nie przychodzi, to może nie słyszy? - Tusiu, Tusiu, Tuuusiuuu!
Tuś w końcu się pojawia, ale tak właściwie... tak właściwie Myszka wcale nie potrzebuje teraz Tusia. Tak właściwie Myszka chciałaby teraz z Mamą, tylko... tylko niech się Mama jeszcze nie kładzie, jeszcze nie.
- Pa pa, Tusiu, pa pa! Mamuuuu!
Myszka wdrapuje się na łóżko, zaczyna się czytanie (ostatnio na tapecie są genialne angielskie książeczki ze słówkami od Mamy Chrzestnej) i... PRZYTULANIEEEEE!!! No dobrze, Myszkę czasem atakuje jeszcze Buziaczkowy Potwór :)
Gasimy światło. Myszka znów ma fazę na Tusia, ale udaje się ją przeczekać. Wyściskana i wycałowana Mysz zaczyna swój taniec wokół Mamy. Przykłada policzek do policzka Mamy, głaszcze Mamę, chwyta Mamę za nos, wkłada paluszki Mamie do buzi, ciągnie Mamę za włosy, stuka w końcu w maminy policzek i woła:
- Obuć, mama obuć!
albo
- Halo, mama!
Hmm, nie działa. Dobrze, to jeszcze prezentacja umiejętności - w końcu w ciągu dnia Mama zawsze jest nimi zachwycona. Myszka radośnie wskazuje gdzie ma BRZUSZEK, chwyta mamę za UCHO, naciska NOS, wołając BIP BIP, pokazuje, gdzie jest ŁAPKA, a gdzie NÓŚKA.
Mama (jeśli wciąż udało jej się powstrzymać atak śmiechu) "śpi", więc nie ma już wyjścia - Mysz całą sobą wtula się w Mamę i cichutko, przeciągle, a czasem nawet z lekkim szczękościskiem szepcze:
- Kooochaaa...
Chwyta dłoń Mamy, kładzie na swojej buzi i przesuwa, żeby Mama nie miała wątpliwości, że teraz należy Myszkę z wielką miłością nie tylko utulić, ale jeszcze wygłaskać. Nie trzeba już udawać snu, bo Myszce udało się prawie całkiem wyciszyć i spokojnie można ją tulić mocno, mocno! To najprzyjemniejsza faza usypiania.
W końcu następuje seria obrotów i pada magiczne słowo:
- KOC!
Teraz już z górki, trzeba tylko pamiętać, że nie wolno przerywać przytulania. Leżymy wtulone w siebie i czekamy, aż Myszce uda się odpłynąć do krainy snów.
I wtedy przychodzi Tuś, bo Królik jest głodny i najwyższa pora obudzić Mamę.