12.11.10

Błąd projektowy?

Wybraliśmy się dziś na zakupy. Wszyscy. Dzień ni to powszedni, ni to świąteczny. Ot, 12 listopada. Może nie będzie zbyt tłoczno, może wręcz przeciwnie?
Wczesne popołudnie, a jednak dosyć duży tłum. Niepokoimy się, co będzie później. Staramy się szybko zrobić zakupy, zdążyć przed szczytem.
Po siedemnastej wracamy do samochodu. Docieramy na parking, a tu szok. Samochody stoją. Nie parkują, ale właśnie stoją. Wszędzie. Każda alejka zastawiona kolejką samochodów.
Krótka narada - wracamy do galerii i przeczekamy, czy jednak jedziemy do domu? Z dziećmi jednak trudno się "przeczekuje" między sklepami, więc decydujemy się wracać do domu. Wiemy co nas czeka, ale liczymy, że po grycanowych lodach dzieci w samochodzie zasną. Udało się - po 30 minutach wciąż krążymy po parkingu, ale MysiKróliki śpią w najlepsze.
Spokojnie przesuwamy się obraną na początku, najdłuższą możliwą drogą rozważając, nie bez statystyki, zależność między długością drogi i płynnością ruchu i ewentualność powrotu na górę i wybór seansu dla dzieci w kinie. Ale MysiKróliki śpią, więc zostajemy. Z coraz większym zdumieniem patrzymy na to jak tutejszy parking został zaprojektowany.
Bywaliśmy tu nie raz, a jednak dopiero dziś widziałam, co tak naprawdę dzieje się na parkingu. Nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi, że z dolnego poziomu (nie wiem czy kiedyś byłam na wyższym) jest właściwie tylko jedna droga wyjazdu. Rozdwaja się, owszem, ale krzyżując z wjazdem z zewnątrz i zjazdem z góry, więc w zasadzie wystarczy zatarasować przejazd w jednym tylko miejscu i koniec. Nikt nie wyjedzie. Nikt nie wjedzie. Nikt nie zjedzie. Mało tego, po chwili zablokują się kolejne alejki, by przez cały parking powrócić do... wjazdu. Nikt się zatem nie ruszy. Dojazd do centrum handlowego też zaprojektowany jest z myślą o płynnym ruchu i nagle blokada wjazdu na parking oznacza zablokowanie całej uliczki biegnącej na tyłach centrum handlowego. W obie strony.
Jednak dziś nikt nawet nie blokował przejazdu - dziś po prostu zbyt wiele osób chciało jednocześnie opuścić parking, zbyt wiele chciało także w tym samym czasie wjechać. Droga jednych przecinała się z drogą drugich, każdy blokował każdego. Nam udało się w końcu wyjechać, ponieważ dwóch panów ochroniarzy wybrało się na spacer na zewnątrz i zablokowało ruch na wspomnianej tylnej uliczce. Zwyczajnie jeden pan stanął na środku jezdni z lewej strony, drugi pan stanął ze strony prawej. Dzięki temu można było opuścić parking i... zrobić miejsce dla kolejnych klientów.
To jednak zbawienne tak nie myśleć na co dzień o terroryzmie.

7.11.10

Pizza, mniam, mniam

- Zamawiamy pizzę? - spytał wygrzebujący się z anginy Tuś do tonącej w anginie Mamy na Myszogrodzie. Żadne z nas nie ma najmniejszej ochoty na gotowanie, a pizzerię mamy naprawdę pod bokiem.
- Lubię pizzę, mniam, mniam - pogłaskał się po brzuszku Królik, który jeszcze chwilę wcześniej nie zwracał na nas żadnej uwagi.
Z naszych kulinarnych zdobyczy dzieci reagują równie radośnie tylko na josuł i ziujek*. Tuś ofiarnie wybrał się do sąsiedniego budynku po obiad, bo dostawa do domu zajmuje dwa razy więcej czasu niż zrobienie pizzy.
- Dobje, co? Dobje, dobje! - no, tego to już nie słychać ani przy josole, ani przy ziujku. I po co tu gotować? Zwłaszcza przy anginie!
* żurek, nie żujek :)