2.1.09

A to jest moja przyjaciółka mama.

Podczas karmienia piesków skończyły się psie ciasteczka.
- Mamo, poproszę jedzenie.
- Dla piesków?
- Nie! Dla ludzi! - z oburzeniem odparła Mysz
--
Mamaaaaa! Twój esemes! - Mysz znalazła mój telefon komórkowy.
--
- Mama to śmieszna zjeżdżalnia. Mama, teraz twoja kolej!
- Ja mam zjechać po tobie?
- Tak. I rozbić się o łóżko.
--
Rozmawiając przez telefon z ciocią Anią:
- A tu rodzice tańczą na górze [wskazując nasze zdjęcie na ścianie] i tata jest tu w pobliżu. A to jest moja przyjaciółka mama.

1.1.09

Urodziny

Najpierw obawialiśmy się trafienia na porodówkę w Wigilię. Nie przyznałam się wtedy, że co trzy minuty mam skurcze, bo Tuś nie poszedłby po choinkę. Potem martwiliśmy się, żeby poród nie zaczął się w zawianą sylwestrową noc. A wieczorem pierwszego stycznia żałowałam już, że taka świetna data urodzin przejdzie nam koło nosa. Bo kobieta to zmienna jest.
Tymczasem o 21.35 Franio też zauważył, że to świetna data i postanowił się pospieszyć. Kiedy pędziliśmy Wisłostradą, odmierzając coraz krótsze czasy pomiędzy kolejnymi skurczami, miałam tylko nadzieję, że nie zatrzyma nas policja. Nie, żebym obawiała się mandatu - w tamtej chwili nie to biegało mi po głowie, zresztą pewnie dostalibyśmy raczej eskortę. Problem polegał na tym, że moglibyśmy już nie zdążyć się rozpędzić.
W szpitalu poprosiłam panią Basię, moją genialną położną, żeby nie dawano mi tego znieczulenia, które dostałam przy narodzinach Myszy.
- Jakie znieczulenie? - zawołała pani Basia - Nie ma czasu, zaraz będzie dzidziuś!
I rzeczywiście - o 22.50 tuliłam już najsłodszego Króliczka na świecie.
Za kilka godzin Franio skończy pierwszy rok. Z dnia na dzień coraz więcej umie, coraz lepiej chodzi, coraz sprawniej odpiera ataki Natalki. Tylko jakiejś infekcji nie odparł i ma trochę za wysoką temperaturę, ponad 38 stopni, więc dziś z urodzinowej imprezy nici. Ale to nie szkodzi - niniejszym oficjalnie ogłaszamy, że w Myszogrodzie nie ma już niemowląt!

31.12.08

Nasze nowe dzieci

Dziś była u nas pani psycholog. Nie do dzieci - te, dziękować Bogu, mieszczą się w granicach normy. Do psów. A konkretnie do Agresta, który jako pierworodny z Braci Psie Serce jest bardziej ambitny, spragniony miłości i... zazdrosny. Objawia się to dość paskudnie - gryzieniem zabawek dzieci, kupą na dywan w ich pokoju i sikaniem na łóżko Myszy. :(
Pani Magda (zoopsycholog.eu) uświadomiła nam kilka fundamentalnych rzeczy, na przykład to, że psy nie mają takiej pamięci długotrwałej jak my, więc karanie ich za książki pogryzione podczas naszej nieobecności jest w ich oczach aktem kompletnie niezrozumiałej agresji. I że nasz brak czasu na psie pieszczoty i nasze rzadkie, ale długotrwałe nieobecności powodują, że psy są stale niepewne, czy nie znikniemy im jak sen jaki złoty.
Mamy piesków za nic nie karać, chyba że przyłapane na gorącym uczynku, więcej się bawić i nagradzać.
I przede wszystkim wyobrażać sobie je jako nasze dzieci z ciągłą amnezją.
To bardzo pomaga w ćwiczeniu tolerancji... :)

29.12.08

O złamanej nodze, skręcanych stołach, zaginionym serniku i innych katastrofach wigilijnych

Był sobie stół. Wielki jak wół. Zwał się ten stół stołem świątecznym. Był nieporęczny, niewygodny, a nawet niezbyt lubiany. Nic dziwnego, skoro każdego, kto chciał przy nim usiąść, kopał w kolana. Rodzice trzymali go w wózkarni, bo nawet w piwnicy nie było dla niego miejsca. Wyciągano go dwa razy w roku - na Wielkanoc i na Boże Narodzenie. W tym roku stół miał trafić do nas, jednak w niedzielę okazało się, że zniknął. Ktoś uznał, że lepiej go doceni niż my i go adoptował. Pięknie - 20 osób z talerzykami na kolanach to może być całkiem fajna impreza, ale wigilia może jednak nie. No to co robić?
Internet, meble, zakupy, IKEA i będziemy mieć stół. A dokładniej trzy stoły, bo kupno jednego dużego wypadało tak ze dwa razy drożej. W poniedziałek Tuś wyprawił się po nasze nowe meble.
Nie jestem królową kuchni, więc zamiast ostatnich kulinarnych przygotowań wybrałam przemeblowywanie i skręcanie nowych stołów. Trzeba było przesunąć stolik komputerowy. Chwila namysłu i postanowiłam nie zdejmować ciężkiego monitora i nie przenosić go przez pół pokoju - przesunę monitor od razu na stoliku, genialnie! Zabrałam się z ochotą do pracy, gdy nagle rozległ się łomot spadającego monitora. Tak właściwie to on nie spadł, tylko zsunął się łagodnie po blacie i dopiero na końcu huknął w podłogę. Chwila namysłu była za krótka, by wziąć pod uwagę ciężar monitora, naprężenia nóg stolika i innych tego typu drobiazgów, więc jedna z nóg wyłamała się, dając monitorowi niezapomniane wrażenia. Trochę to było kłopotliwe, bo na stoliku komputerowym miała według planów stanąć choinka. Co robić? No dobrze, skoro sam komputer chwilowo nam się nie przyda, to niech zastąpi brakującą nogę. Zatem jeden komputer, trzy tomy encyklopedii fizyki, dwa podręczniki i trochę archiwalnych numerów "Kuchni" (której już nie czytam, bo zeszła na psy) i noga gotowa. Choinka będzie miała swoje honorowe miejsce.
Mysz z ochotą ubierała choinkę, ale potem uznała, że bombki teraz pójdą spać i zaczęła ją rozbierać. Tym razem udało nam się zażegnać skrofę [katastrofę] bez rozlewu łez.
Jako pierwsi zjawili się przyszli teściowie mojej siostry i od razu zabrali się za pomoc przy skręcaniu ostatniego stołu.
Gdy wszyscy goście już dotarli, okazało się, że zaginął Słynny Sernik Stryjenki MysiKrólików. Co robić? Zamiast zasiąść za stołem, Stryj musiał udać się na dalekie pogranicze Bielan i Bemowa.
Co tu ukrywać - skrofa goniła tego wieczoru skrofę, a jednak wszystko się udało.
Gdybym nie wyłamała nogi od komputerowego stolika, nie moglibyśmy wybrać się po nową nogę i świecące gwiazdki, którymi tak ostatnio zachwyciła się Mysz.
Gdyby nie zaginął stół, z pewnością wyrobilibyśmy się na czas, ale nie udałoby nam się tak dobrze zintegrować z nową częścią rodziny. Poza tym jeszcze nigdy nie siedzieliśmy przy świątecznym stole w tak komfortowych warunkach, bo co cztery stoły to nie dwa.
Gdyby nie zaginął sernik, nie mielibyśmy dodatkowego czasu na przygotowanie stołów.
A gdyby Wigilii nie było u nas, wcześniej odpakowałabym prezenty i nie odkryłabym w środku nocy najpiękniejszej piżamy na świecie i nie usnęłabym w trakcie wysyłania smsa z podziękowaniem dla pomocnika Mikołaja i jego Gwiazdki.
Dodam jeszcze, że gdy zamknęły się drzwi za ostatnim gościem, Tuś powiedział do mnie:
- Jak będziemy chcieli jeszcze kiedyś urządzać Wigilię, to przypomnij mi, że... to świetny pomysł.