4.12.10

Propozycja nie do odrzucenia

- Mamo, a ja dziś nie będę rysować długopisem po meblach, dobrze?
Hmmm... chyba się zgodzę...

Sprzątanie a sprawa Polska

- Myszko, robimy dzisiaj wielkie sprzątanie.
- Ojej, znowu? Nigdy nie ma zabawy!
- Słoneczko, żeby była zabawa, musimy troszkę posprzątać.
- Ale ja nienawidzę sprzątania.
- Wiem kochanie. Jutro przyjdzie do Ciebie Tosia i wtedy na pewno będzie zabawa.
- Hura! Uwielbiam zabawę! No to idę. Idę umyć zęby.
Może to i słuszny początek porządków?

3.12.10

100 procent słodyczy w goryczy

- Znów 150 % cukru w cukrze - orzekł Tuś po przeczytaniu szkicu nowego posta. - Kreujemy nieprawdziwy obraz rzeczywistości.
To prawda. Wygląda na to, że cała nasza codzienność to anegdoty z pieczenia babeczek i "nie oddam cię, mamusiu". Tymczasem rzeczywistość jest taka, że na co dzień złościmy się, kłócimy, nie dogadujemy jak wszyscy, ale piszemy posty tylko wtedy gdy chcemy się czymś podzielić, publikujemy tylko te zdjęcia, z których jesteśmy dumni. W efekcie bywają całe tygodnie bez zapisania słowa, a później z publikacji wychodzi sam cukier. Trudno nam dzielić się własnymi porażkami - czy to nie jest zrozumiałe?
Ani ja, ani Tuś nie radzimy sobie za dobrze z rodzicielstwem. Kochamy MysiKróliki nad życie, ale codziennie borykamy się z koniecznością narzucania im swojej woli.
- Nie dostaniecie teraz lizaków; nie będzie teraz telewizji; ubierzcie się; rozbierzcie się; załóżcie sweterki; zdejmijcie sweterki; umyjcie rączki; nie rysujcie po meblach; zjedzcie obiad; nie bijcie się; zostawcie Melona; zbierzcie zabawki; nie wylewajcie wody z wanny; kładźcie się do łóżek; wstańcie, idziemy do przedszkola; wychodzimy z przedszkola.......
Nienawidzę tego choć to oczywiste, że jeszcze za wcześnie na wypuszczenie z klatki ich wolnej woli. Oni nie upadli zbyt daleko od obu swoich jabłonek, więc spięcia są nieuniknione.
Paraliżuje mnie niepewność czy moje zachowanie, to kształtowanie wspaniałych ludzi, czy zabijanie w nich osobowości. Z Myszą można się jeszcze czasem dogadać, ale Królik zacietrzewia się w swojej złości i gotów jest się poparzyć, żeby tylko wyszło na jego. Boję się, że właśnie teraz rozgrywa się jego życiowa walka - zostanie wielkim wynalazcą, czy bandytą? A mój strach jest podszyty myślą, że to ja mogę go źle skierować na tę drugą drogę.
Jakiś czas temu piekliśmy ciasto (okropny różowy tort w kształcie serduszka, którym Mysz była zachwycona) i widok był jak z obrazka - uśmiechy, dzieci miksujące różową paćkę, wszystko zapaskudzone kremem. Królik wylizując miseczkę, cały nos wysmarował sobie lukrem - słodko było ponad miarę. A potem...
- Mamo, idź sobie! Nie bawię się z tobą! - bo nie zgodziłam się na kolejną bajkę i kazałam iść spać.
Był na mnie tak zły, że wolał zostać sam w łóżeczku w ciemnym pokoju, niż przeprosić i razem czekać na sen.
I Bóg mi świadkiem - nie mam pojęcia, co robić w takiej sytuacji - uczyć konsekwencji swoich wyborów (jak każe rozum) mimo, że wiem, że mój maleńki synek jak każdy maluszek boi się ciemności i w głębi duszy cierpi po cichutku, czy tulić mimo jego wyskoków (jak każe matczyne serce), potulnie zabierać nocą zabawki z drogi (żeby na nie nie wpadł gdy będzie się do nas po ciemku wybierał), spełniać zachcianki, "bo jest jeszcze taki malutki"?
Zdradzę teraz jedną z trudniejszych dla mnie myśli: bardzo im współczuję, że ze wszystkich dostępnych w bazie matek oboje musieli trafić akurat na mnie.