12.8.12

A ja szyję i szyję i niedługo przeszyję...

Nigdy nie potrafiłam szyć. Nigdy!
Wszycie guzika graniczyło u mnie z obłędem, a uszkodzone ubrania trafiały na dno szafy z nadzieją nie trafienia na nie już nigdy, nigdy, nigdy!
Ale kilka miesięcy temu, gdy szykowaliśmy się do naszej wielkiej wyprawy, zauważyłam, ze właściwie brakuje mi spodni. To już nie było "ja nie mam co na siebie włożyć", to była jedna para rozpadająca się na szwach.
I wizja rajdu po galeriach handlowych.
O nie! Tego już było za wiele - przecież nie miałam się w co ubrać, żeby się na te zakupy wybrać.
I tak pojawił się pomysł szycia.
MnM i maszyna do szycia? Niemożliwe!
Ale zaraz, "skoro Zośka z góry może szyć, to co w tym może być trudnego?"
To właściwie geometria, prawda? Tylko taka bardziej giętka.
I tak od myśli do myśli kupiliśmy maszynę.
Przeczytałam instrukcję i uszyłam sobie spodnie. Właściwie to cztery pary od razu. W trzy dni i dwie noce, bo musiałam je zabrać na wyprawę.
Wprawne oko wypatrzy je na naszych zdjęciach, bo właściwie nie nosiłam tam nic innego.
A teraz pomysły same pchają mi się do głowy i szyję dla każdego kto za głośno nie protestuje.
Jeśli więc macie jakieś potrzeby, nie krępujcie się, z przyjemnością nauczę się jak ich nie popsuć :)
A to kilka próbek:
 Mysz i Helenka, czyli Dzwoneczek i Wróżka Ogrodowa 
(Mysz niezadowolona, bo dlaczego ma pozować do zdjęć?!)
 
Ciocia Ania i jej szyta w tajemnicy sukienka
(krojona z "pożyczonej"koszuli).
 - Oj mamo, ile jeszcze tego pozowania?!
- Może jeszcze tylko jeden obrót, dobrze? I jeszcze jeden w spódniczce.

Wszelkie rady i krytyki przyjmę ;)