17.10.08

Dwa, trzy, cztery, szukam!

Myszka uwielbia bawić się w chowanego. Chowa się w szafie albo pod kołdrą, a czasem każe się chować nam i wtedy rozlega się:
- Dwa, trzy, cztery, szukam!
Dziś zrobiłam jej dowcip i zamiast szukać jej pod jedną kołdrą, sama schowałam się pod drugą. Natka po chwili przestała chichotać, wyjrzała z ukrycia i z niepokojem zaczęła pytać:
- Mamo, gdzie jesteś?
Już miałam wyjść spod kołdry i ją wyściskać, gdy rozległo się szelmowską nutką w głosie:
- Acha, rozumiem, schowałaś się. Przez kołderkę.
Nie będę ukrywać - znalazła mnie!
--
Kiedy podczas wieczornego mycia Mysz zaczęła sięgać po niedozwoloną butelkę z Oilatum, wystrzeliłam (zupełnie nie wiem czemu) jak z karabinu:
- A dididi dodododo!
A Natka bardzo spokojnie odpowiedziała na to:
- Nie. Nie rozumiem "dodododo".
--
- Cudzie ty mój ukochany - mruczałam do mysiego uszka usypiając Natkę.
- Nie - oburzyła się rozbudzona nagle Mysz - Nie jestem cudziem. Jestem córeczką!
--
Podczas czytania jednej z książeczek od mysiej mamy chrzestnej:
- Kochanie, jakiego koloru jest Elmo?
- Czerwony.
- Ślicznie, a jak to będzie po angielsku?
- Freeeed.
--
Zdarzyło się, że Mysz tak bardzo usiłowała wtulić się w jednego z Braci Psie Serce, że na nią warknął. Uznałam, że obojgu należy zwrócić uwagę na niestosowność zachowania - psu, groźnie mówiąc "Agrest!", a Natce prosząc, żeby dała pieskowi spokój.
- Nie przejmuj się - natychmiast pocieszyła Agresta Mysz.
--
Królik spał, a Mysz w najlepsze bawiła się tekturowym pudłem i tak się złożyło, że weszła na nie, zachwiała się, i spadła efektownie na pupę. Rozległ się rozdzierający płacz, ale że pudło miało wysokość ok. 20 cm, ewidentnie wynikał z przestraszenia się. Nie dała się łatwo utulić, więc postanowiłam odwrócić jej uwagę:
- Zobacz kochanie, obudziłaś Frania.
Mysz natychmiast zapomniała o płaczu, podeszła do braciszka, zaczęła go głaskać po buzi i czule mówić:
- Przepraszam Franiołku, śpij, śpij.
Franio jednak uśmiechał się coraz szerzej i szerzej, a o śnie ani już myślał, więc zmieniła strategię:
- To pośpimy razem? - i ułożyła się natychmiast na franiowej poduszce.
--
Nowa zabawa z dziadkiem: Mysz leży na łóżku i woła:
- Dziadku, łap mnie!
Dziadek podchodzi machając rękami na boki i wołając:
- Zaraz upoluje cię myszołów.
W tym momencie rozlega się uszczęśliwiony krzyk Myszy:
- MAMO, RATUJ DZIECKO!

13.10.08

Współczucie kochanej córeczki

Mysz, tuląc się do mnie, zauważyła małą ranę na mojej brodzie. Z rozpaczą krzyknęła:
- O nie, mamo! Zniscona jesteś!

12.10.08

Noce niespokojne

- FRANIU, ZOSTAW STATEK! - rozległ się dzisiejszej nocy w naszym łóżku rozdzierający krzyk. Natka właśnie pokazała nam, że ma wyjątkowo barwne sny. Nie słyszałam, żeby Tuś był przez sen zbyt rozmowny, więc pewnie umiejętność mówienia bez przebudzenia odziedziczyła po mnie. Co prawda siebie też nie słyszałam, ale zapewniono mnie swego czasu, że wygłaszam całkiem logiczne monologi. Ba, można ze mną dość sensownie porozmawiać, a nawet wytłumaczyć mi, że nie muszę w środku nocy szukać marchewki, tylko mogę spokojnie pójść spać. Ponoć przyjęłam pouczenie do wiadomości, powiedziałam "dobrze" i więcej się nie odezwałam. Tej nocy.
Mysz była nieco bardziej dramatyczna. Ale mogło być gorzej - mój tata opowiada przez sen dowcipy. Co gorsza opowiada je po niemiecku i do tego sam się z nich śmieje - to bywa dla współspacza najtrudniejsze do wytrzymania.
No tak, ale ja właściwie nie o tym chciałam... Od jakiegoś czasu dzieci sypiają w swoim pokoju. Królik jest tam zanoszony, ale Mysz już u siebie zasypia. Nad ranem zwykle do nas przychodziła. Najczęściej ładowała się do naszego łoża z wdziękiem słoniówny, choć bywało, że czasem budziliśmy się zdziwieni, bo spokojnie między nami spała, a my nie mieliśmy pojęcia kiedy i jak się u nas znalazła. Ostatnio jednak Mysz nie przychodzi. Gdy się w nocy obudzi, staje w drzwiach swojego pokoju i woła nas przez całe mieszkanie budząc przy tym oczywiście Króliczka. Wieczorami nie chce też sama iść do swojego pokoju - czeka z wyciągniętą łapką aż ktoś z nas ją zaprowadzi. Skąd wzięły się te nocne strachy? Otóż w naszym przedpokoju zamieszkały potwory! Pierwszy ukrył się w zwiniętym dywanie z ich pokoju (nie może zdobić zoo, bo po powrocie z pralni śmierdzi starym dywanem, więc trzeba go zanieść do innej pralni). Drugi ukrył się pomiędzy wiszącymi kurtkami. Kolejne mieszkają za oknem... Nie wiemy, skąd się u nas wzięły. Nie było ich w naszych bajkach, rysunkach ani kreskówkach. Mysz znała wcześniej Ciasteczkowego Potwora, Elmo i Grovera, ale one raczej nie mieszczą się w kategoriach straszenia. Wydawałoby się, że zadbaliśmy o to, żeby nasza dwulatka nie miała jeszcze powodów do strachu, a jednak potwory i tak nam wypełzły. Tak właściwie ja też pamiętam potwora z przedpokoju moich rodziców. Miałam też kilka pod łóżkiem...
No to mam teraz pytanie za sto punktów:
Skąd biorą się te paskudy do jasnej cholery?!