26.9.08

Aaaapsik! Aaaapsiaaa! Oooo psia... kostka!

Zaczęło się od kichnięcia, potem były wieczorne śmiechy, kolejne słowa, aż w końcu to. Przekleństwo spodobało się Myszy na tyle, że ze śmiechem zaczęła powtarzać je w kółko. Chronimy dzieciaki przed przekleństwami, więc zastanawiałam się, od kogo mogła się tego nauczyć. Kogo trzeba będzie poprosić o przytępienie języka w obecności naszych Skarbów? A może raczej powinnam cieszyć się, że nie podchwyciła czegoś ostrzejszego? W końcu to przeze mnie powiedziała kiedyś "chorljasna!", a dzięki mojej mamie z kolei "o, kurcze". Zza okna też dobiegają czasem dość mięsiste konstrukcje. W tej sytuacji "o, psia kostka" nie brzmi nawet tak źle, prawda?
W gruncie rzeczy bardzo się cieszę, bo ta nasza Myszka w chwilach największej złości wcale nie przeklina, choć charakterek ku temu już wykazuje. Zwykle przez zaciśnięte zęby mówi: "wśśściekła!" albo "oburzona!" Wielce dystyngowanie, przyznaję.
Na razie przestałam zajmować się psią kostką - może to nie jest najlepsza metoda, ale jakoś wydaje mi się, że problem zniknie, gdy tylko spotka się z brakiem reakcji. Wiadomo - jak nie ma reakcji, to po co się wysilać. W końcu namówiłam Myszkę na wieczorną porcję "buga", ulubionej ostatnio książki ("My First Princess Word Book" od mamy chrzestnej) pełnej różnych innych słów. Potem jeszcze wieczorna modlitwa, chwila zastanowienia, bo trzeba bardzo dokładnie wymienić tych, którym Myszka życzy zdrówka i już prawie można zasnąć. Jeszcze tylko koniec modlitwy:
- Aament. O, psia kostka!