30.12.11

Franek Niszczyciel

- Franiu, nie niszcz tego.
- Ja tego nie niszczę, ja to tylko na zawsze wyłączyłem.

27.12.11

Przechytrzyć MnM

Mama na Myszogrodzie ma też inną nieco męczącą przypadłość. Chorobliwie obawia się, że to co zrobiła nie zostanie zaakceptowane. Ot taka nieszkodliwość wpisywana tuż obok "nie lubię szpinaku".
Niestety może to sprowadzić konwersację na tor ku katastrofie, np:
- Podoba ci się?
- Tak.
- Naprawdę?
- Tak, bardzo.
- Ojej, naprawdę ci sie podoba?
- Tak, przecież mówię.
- Ale się cieszę! Naprawdę, naprawdę ci się podoba? Nie żartujesz?
- Nie, naprawdę mi się podoba.
- I nie mówisz tego, żeby mi było miło?
- Nie, NAPRAWDĘ mi się podoba.
- Super, to podoba ci się?
- NIE! Mam dosyć! Nie podoba mi się!
- Widzisz?! Wiedziałam, że ci się nie spodoba!
I rozpacz gotowa.
Na szczęście w Myszogrodzie nie doszło jeszcze do takiej tragedii. W dodatku Królik znalazł na mnie sposób. Przygotowałam dla niego zaproszenia urodzinowe dla przedszkolnych kolegów. Wieczorem, przed pójściem spać rozpoczynam litanię:
- I jak, Franiu, podobają ci się zaproszenia?
- Tak.
- Naprawdę? I dasz je jutro kolegom?
- Nie!
- Ojej, dlaczego?
- Tylko im pokażę, pobawimy się i zabiorę je do domu!
No i zamknął mi usta.
Rano zaproszenia były odrobinkę sfatygowane po wieczornej zabawie, ale i tak pośpiesznie zrobiliśmy im zdjęcia. Aparat wciąż w naprawie, więc wybaczcie brak jakości:


Chyba mi sie tym razem udało zaspokoić wymagania Obdarowanego, a co więcej - ja o tym WIEM!

26.12.11

Karaluchy pod poduchy

Mama na Myszogrodzie zażywa ostatnio zadziwiająco dużo medykamentów. Więcej, niż kiedykolwiek była w zwyczaju.
Różni lekarze bardzo starają się pomóc w myszogrodzkiej potrzebie.
W efekcie MnM przesypia kilkanaście godzin na dobę. Ponieważ większość tych godzin przypada na dzień (trwający obecnie zimowo krótko), nocą MnM jest już wyspana i po raz pierwszy w życiu doświadczyła bezsenności.
Pan doktor stara się pomóc i przepisał MnM kolejne leki. Tym razem nasenne.
- Spróbujemy panią przestawić na spanie nocą - powiedział.
I tak MnM ma zażywać kolejny medykament na pół godziny przed planowanym zaśnięciem. Dzięki temu ma zasypiać wieczorem, przesypiać noc i spróbować jako tako funkcjonować w dzień.
I rzeczywiście, bywa, że MnM nie śpi już kilkanaście godzin na dobę. Dziś na przykład spała niemal dwadzieścia jeden.
Pozostałe trzy godziny z okładem spędziła MnM z MysiKrólikami grając w przyniesione przez Mikołaja kalambury i inne gry oraz... marząc o położeniu się do snu.
Gdy tylko nikt nie patrzył... myk - zakopała się w pościeli.

No i stało się - nie wzięłam swoich leków na sen. Zaspałam.

16.12.11

Czas relaksacji

- Myszo, ubieraj się. Znowu spóźnisz się na śniadanie.
- Nie mogę. Teraz się relaksuję, żeby mieć siłę szaleć w przedszkolu.

12.12.11

RALUKO

- Zobacz, napisałam OKULARY! - Natka, pokazując kartkę z wyraźnym napisem RALUKO. (Ale żadna literka nie była lustrzana, co na początku się często zdarza!)

2.12.11

Bo ja jestem starsza i wiem wszystko!

- Co tu masz? A, orzeszki.
- To się nazywa nudat.
- Nugat, Franiu - wtrąca Mama.
- Nugat.
- Czy możesz przestać mi tłumaczyć? Bo ja wszystko wiem pierwsza od ciebie. Bo ty wcześniej chodzisz spać, a ja później!*
*W rzeczywistości chodzą jednocześnie i na ogół Natka zasypia pierwsza.

29.11.11

Rozczarowanie Królika

- Mamo, zbuduj mi samochodzik z klocków.
- Proszę.
- Ale mamo! On nie taki miał być! On miał mieć takie o tu!
- Acha, to proszę.
- Ale MAMO! Znowu źle zrobiłaś! No nie umiesz?
- Wygląda na to, że nie umiem.
- Ja nie chcę takiej mamy, co nic nie rozumie!
- Hmm... chyba nie możesz mnie wymienić.
- Tata mógł cię urodzić inną!

19.11.11

Skojarzenia

- O, ten pan wygląda zupełnie jak przyjaciel Luke'a Skywalkera! - zauważyła Mysz rzucając okiem na pierwsze sceny "Air Force One" (zamiast biec do kąpieli oczywiście).
Cóż - Han Solo wiecznie młody!
PS.
- Mamo, jak będę duży, to sobie kupie taki samolot, tylko duży - zauważył Królik rzucając okiem na dalsze sceny (już po kąpieli).
I na tym kończąc Mamotwór pogonił MysiKróliki do snu.

11.11.11

Pyskowania czas rozpoczęty. Uroczyście

- Natko, proszę do kąpieli.
...
- Natko, proszę do kąpieli.
...
- Natko, do kąpieli!
...
- NATALIO! NIE ROZUMIESZ? DO WANNY!
- Co się tak na mnie wydzierasz, mamo?
- Bo nie zwracasz na mnie uwagi!
- E tam, możesz się na mnie wydzierać ile chcesz, a ja i tak zrobię co będę chciała.

--

- Franiu, jeśli nie przestaniesz, nie będzie Ben Tena!
- A ty nie będziesz miała Faktów!

Grzegorz

Zwykły dzień. W pracy akurat tylko ja i MaryKate. Cisza. Nie mogę znaleźć pliku z rozliczeniami telefonicznymi. MaryKate potrzebuje kilku podpisów szefostwa. Bezsilnie czeka. Nic nam się dziś nie układa. Ten dzien nie wychodzi za dobrze.
W końcu nie wytrzymałam:
- Telefony, telefony - gdzie szukać was? - zanuciłam
Cisza.
- Gdzie oni są? Ci wszyscy nasi przełożeni eni, eni, eni! - nie wytrzymała MaryKate
Jakoś nam sie lepiej zrobiło na duszach.

Tego samego dnia wieczorem.
Dom, cisza, do pokoju wchodzi niespełna czteroletni Królik i na całe gardło wyśpiewuje:
- Ta piosenka jest pisana dla pieniędzy! Ta piosenka jest pisana dla pieniędzy! Ta piosenka jest...

A tak przy okazji najpiękniejsza moim zdaniem piosenka naszego świata też należy do nich. Nie. Tak właściwie należy już do nas wszystkich.

1.11.11

Podczas zabawy usłyszane

Królik jeżdżąc samochodem po dywanie w uliczne wzorki:
- Zobacz, ten tata szuka miejsca parkingowego. A tu nie ma wiecej żadnego parkingu!

Iga: Teraz ja jestem mamą i jadę na szkolenie.
Mysz: Ja też jestem mamą i też jadę na szkolenie
Iga: O zobacz, już wróciłam ze szkolenia.

Mysz: Jestem wampirem i cię zjeeeem!
MnM: O nie, nie zjadaj mnie ty wampirze niedobry!
Mysz: Ale ja jestem dobrym wampirem, ja jestem Jasper!

Mysz ogląda film z lektorem:
- Mamo, a dlaczego wszystkie dziewczynki mówią jak panowie?

Mysz: Mamo, a puścisz nam Bellę? Ale pierwszą część, bo wiesz dlaczego?
MnM: DLaczego, kochanie?
Mysz: Bo tam James ją ugryzł, a ty wiesz, że ja uwielbiam filmy, w których ktoś cierpi, bo wtedy jest co?
MnM: Co kochanie?
Mysz: No "OSTRY DYŻUR", no! A ty wiesz, że ja uwielbiam "Ostry dyżur" i gdy się ratuje i gdy się rodzi. A wiesz, że jak się rodzi pisklak, to kury to wcale nie boli? A wiesz dlaczego?
MnM: Dlaczego, kochanie?
Mysz: Bo pisklak się wykluwa ZE SKORUPKI!

Królik: Trszszszsz! Tu tu tu tu!
Mysz: Nigdy mnie nie zabijesz, bo jestem Szybcior!
Królik: Gigantozaur!
Mysz: Ręce do góry, jakie tam bzdury!
Królik: Mamo, Natka mnie gryzie!
Mysz: Mamo, Franio chce mnie zabić!
Królik: Prszszsz, prszszsz.
Mysz: Ach, braciszku, nie zabijaj mnie!
Królik: Dobrze, braciszko!
Mysz: Braciszko? Chyba raczej siostrzyczko!
Królik: Kocham cię, Natko.
Mysz: Mamo, Franek napluł na mnie spercja... specjalnie!
Królik: Niechcący, niechcący!
Mysz: Franek, ale ty się sam nie ożywiłeś, no!
Królik: tru tutututu, trutututu.
... i od początku...

18.10.11

Skojarzenia

Przerwa na planie superprodukcji "Bitwa Warszawska 1920":
Kantyna filmowców.
Ruskie pierogi zajadają Borys i Natasza.
Popijają je barszczem. Ukraińskim.
No zemsta zza grobu normalnie! Yyyy... zza ekranu oczywiście.

16.10.11

Nie czaruję, więc jestem!

- Mamo, a wiesz, że Mulan i Pocahontas istnieją naprawdę?
- Jak to?
- No tak, bo u nich nie ma czarów! A we wszystkich innych to czary są, więc nie istnieją, a Mulan i Pocahontas istnieją!

Rekompensata

MnM: O NIE! Kto przeciął ten piękny rysunek?


















Mysz: Ja.
MnM: Ale daczego?!
Mysz: Oj mamo, ale on był NIE-DO-KOŃ-CZO-NY!
MnM: No to co? Ale był piękny!
Mysz: Wiesz co mamo? To weź ten, on też jest niedokończony:

6.10.11

Co to jest: ma zęby i czai się na dywanie

Ósma rano. Zamiast wychodzić do przedszkola, Mysikróliki kłębią się na łóżku we względnej ciszy.
- Tato! A Franek mnie uderzył głową w plecy! I ręką też!
- Sio, sio, leć zakładać buty.
Natka wychodzi. Po chwili z pokoju dzieci zaczyna dobiegać szlochanie. Wchodząc, zastaję na łóżku siedzący obraz rozpaczy. Łzy wielkie jak groch płyną po twarzy.
- Myszko, naprawdę nie masz powodu tak płakać.
- MAM! NASTĄPIŁAM NA OPASKĘ!
(tulenie, całowanie w stopę, kurtyna)

27.9.11

Nic w przyrodzie nie ginie

Są takie zdania, których nienawidzimy szczerą niekłamaną nienawiścią. Nienawidzimy, ale i tak powtarzamy do znudzenia.
I oczywiście bez skutku:
"posprzątajcie pokój"
"pozbierajcie klocki"
"nie rozrzucajcie skarpetek"
"ta zabawka jest za droga"
"wystarczy już słodyczy"
i pięć tysięcy innych paskudztw, których obiecywaliśmy sobie nigdy nie używać względem własnych dzieci. (Mi udało się dotrzymać tej obietnicy chyba tylko w jednym wypadku: MysiKróliki nie wiedzą co to "zostawcie rodzynki, są do ciasta" - MnM)(Mi też, nigdy nie usłyszały ode mnie "bo tak się robi" - TnM)
Powtarzamy te mantry do znudzenia i załamani sądzimy, że oni nic sobie z tego nie robią. Zamieniamy się w karykatury własnych rodziców, gdy nagle w samym środku Jasia i Małgosi słychać głos Myszy:
- Jacy oni są grzeczni! Oni na pewno mają porządek w pokoju!
albo gdy Królik zdobył już piątą naklejkę za grzeczność i planuje wyprawę po nagrodę:
- Mamo, a kupisz mi za drogą zabawkę?

14.9.11

Wespół w zespół

Mama na Myszogrodzie: A wiecie, co będziemy dziś robić po powrocie z przedszkola?
MysiKróliki: BAWIĆ SIĘ!
Mama na Myszogrodzie: Też, ale głównie będziemy razem sprzątać Wasz pokój.
MysiKróliki: Oj nieeeee.
Mama na Myszogrodzie: Ale kochani, na razie jest taki bałagan, że nie można nikogo zaprosić.
Królik: Tak, nie można zaprosić Igi do takiego brudnego pokoju.
Mysz: Ani Tosi! Mamo, a pamiętasz jak ja kiedyś sprzątałam? Swój pokój sprzątałam. Sama!
Mama na Myszogrodzie: Kiedy kochanie?
Mysz: No w grudniu. Sama, samiuteńka i NIKT mi nie pomagał!

hmm... no rzeczywiście nie pamiętam.

Mysz: A wiesz co zrobimy jak znowu przyjdzie św. Mikołaj? Znowu posprzątamy! I będziemy tak sprzątać razem! Zespołowo! Tak wszyscy RAZEM! WSPÓLNYMI SIŁAMI!

Ech, żeby ten św. Mikołaj przychodził częściej... No tak chociaż raz w miesiącu...

21.8.11

Przemoc domowa

- Mamo, zobacz, jaką znalazłam naszą starą książkę! To o bandytach! Mamo, jak to się nazywa, kiedy się tak leje dziecko po głowie?
- SŁUCHAM?!?!
- No mamo, wtedy, kiedy się tak leje dziecko po głowie, takie malutkie dziecko!
Widząc moje zdumienie, Mysz pokazała gestem wylewanie sobie czegoś na głowę.
- Aaaaaa! Chrzest!
- Tak! No to jak był chrzest Mai, to tatuś kupił mi tę książkę, wiesz? O popatrz!
I Mysz podała mi "Powrót taty".

PS Tak naprawdę to Mysz sama sobie wybrała i kupiła tę książkę, Tuś tylko dał jej pieniądze.

19.7.11

Czas na... dietę

Ciąg dalszy emeryckiego tematu rozciągnął się w nieoczekiwanym kierunku. Po urodzinach Mamy na Myszogrodzie Mysz była słyszana, jak mówi Magnusowi:
- Kiedy moja mama była młoda...
- Twoja mama jest młoda, Natko.
- No coś ty! Jest już stara! Wiesz, które miała urodziny? Dziesiąte! Ma DZIEWIĘĆDZIESIĄT lat!
A dziś na rowerkach z Tatą zagaiła refleksyjnie:
- Kiedy będę młoda, to będę dorosłą kobietą i będę rodzić dzieci.
- A teraz jaka jesteś?
- Jeszcze młodsza!
- A ja?
- Też jesteś młody.
- Dziękuję!
- A wiesz, dlaczego dla nas jesteście starzy, jak dziadkowie? Bo jesteście tacy GRUBI!

Hm. A ponton mnie unosił, nawet zalany, chociaż ma nośność 55 kg.

14.7.11

Czas na emeryturę

Po urodzinach Myszy nadszedł czas urodzin Mamy na Myszogrodzie:
Mysz: Mamo, które będziesz miała jutro urodziny?
Mama na Myszogrodzie: A który dziś jest? Dwa tysiące jedenasty, no to trzydzieste czwarte.
Mysz: COOO? Mamo, to ty już powinnaś... być BABCIĄ!

Brzuszki hermetyczne

Wybierając smakołyki do przygotowania na przyjęcie urodzinowe, czytamy sobie przepisy przygotowania:
Mama na Myszogrodzie: niebiańskie różane pianki, "... gdy masa stwardnieje pokroić, umieścić w papilotkach i przechowywać w szczelnym pojemniku"
Mysz masując się po brzuszku: Czyli zjeść!
Mama na Myszogrodzie: czekoladowe krówki, "... gdy masa stwardnieje pokroić, umieścić w papilotkach i przechowywać w szczelnym pojemniku"
Mysz masując się po brzuszku: Czyli zjeść!
Mama na Myszogrodzie: maślankowe ciasteczka, "... gdy masa stwardnieje pokroić, umieścić w papilotkach i przechowywać w szczelnym pojemniku"
Mysz masując się po brzuszku: Czyli zjeść!
I tak: pianki wyszły niebiańsko, ciasteczka się zsiadły, a krówki nie stwardniały i dzięki temu mieliśmy przepyszny czekoladowy sos do owoców! Genialne te nasze brzuszki!

7.7.11

Pięć lat!

Mysz: A ja mam dziś urodziny! I pojutrze będę miała gości! I będzie Antoś i Weroniczka i Tosia i Hela i Jaś i Helenka! Ale Helenka bije dzieci [cóż - chwilowo jest najmłodsza i musi się jakoś przeBIĆ, ale wiemy, że niebawem jej przejdzie]. I to nawet takie duże jak ja! Takie, co mają już PIĘĆ lat!
Królik: No, i takie co mają TRZY I PÓŁ też!

Sto lat, coraz większa maleńka Myszko, STO LAT!

A zdjęcia też pokażemy, jak je tylko od wujków Magnusa i Marcina wyciągniemy!

6.7.11

Toy Story 2

Królik: Natko, mogę być twoim Aladynem?
Mysz: NIE!
Królik: Dlaczego?
Mysz: Bo ja nie chcę być twoim samochodem!
--
Mysz ma jutro urodziny i wie, że gdzieś ukryty jest dla niej prezent:
- Mamo, a możemy zrobić tak, że ten kto najładniej posprząta, to dostanie ukrytą zabawkę urodzinową?
- Nie, Myszko, to jest prezent dla ciebie, a nie dla tego kto posprząta. Dostaniesz go jutro, nie dziś. Poza tym to wcale nie musi być zabawka, prawda? Ale oczywiście będzie mi miło, jeśli pomożesz mi sprzątać.
- Ale mamo - zignorowała moją uwagę Mysz - to musi być zabawka! Bo ja nie zawsze mam chęć mieć zabawkę. Wczoraj na przykład nie miałam.
--
- Wiesz mamo, możesz mnie codziennie naciągać na plac zabaw!

Wprawdzie nie pada, ale za to leje!

Ładny mi urlop! Pierwsze dni były przepiękne, owszem, ale od tygodnia nic tylko leje!
Nie, przepraszam, są chwile przejaśnienia - wtedy tylko pada.
Nadzieja nas opuszcza - nadszedł czas na zaklęcia:

1.7.11

W leśnej głuszy i nie tylko

Podczas wakacji nad Plusznem usłyszane:
Mysz: Moje życie jest jak pestka.
Tata na Myszogrodzie: Jak to?
Mysz: Bo tak mi się chce mówić.
---
Mysz: Mamo, ten chłopczyk mnie rozbujał i przyszedł pan i powiedział, że on jest dżertlmenem.
Mama na Myszogrodzie: Tak, bo dżentelmeni pomagają damom się rozhuśtać, prawda?
Mysz: Tak, a ja dziś właśnie jestem damą.
---
W Olsztynie:
Mama na Myszogrodzie: To jest właśnie pomnik Mikołaja Kopernika. Pamiętacie kim był Mikołaj Kopernik?
Mysz: Mamo, a może w kiosku będą mamby?
---
Mama na Myszogrodzie: Fajny ten Olsztyn, prawda?
Mysz: No.
Mama na Myszogrodzie: I lody mają takie pyszne i Kopernika.
Mysz: Mamo, Kopernik nie jest do jedzenia!
Fakt. Ale lody w rynku to jedyne takie na świecie chyba.
---
W skansenie w Olsztynku:
Mysz: No kiedy już pójdziemy do zabawek?
Mama na Myszogrodzie: Jeszcze chwilkę, kochanie. Chcę wam jeszcze pokazać największy wiatrak i jeszcze koziołki.
Mysz: Oj mamo! Wy to tylko chcecie chodzić tam gdzie wam się podoba, a mnie to już nogi bolą!
I tak Mysz w nagrodę za męstwo dostała dziś pierwszą w życiu gumę do żucia "dla dużych" [z instrukcją obsługi - przeżuwać wolno, nie gryźć, nie połykać!]. Arbuzową!

25.6.11

Bo Tuś może wszystko!

Królik: Tato, znalazłem mój latawiec, znalazłem mój latawiec! Tato, włącz mi wiatr.

24.6.11

Nauka o świecie

Czasem musimy niszczyć piękne złudzenia naszych dzieci. Ale lepiej nie czekać, aż zrobi to ktoś inny.
- Mamo, pojedziemy do Pana-Po-Schodkach na moim rowerku? [chodzi o pobliski sklepik, do którego prowadzą trzy schodki].
- Nie, Słoneczko, nie mam specjalnego mocowania dla twojego rowerka.
- A po co mocowanie?
- Żeby żaden złodziej twojego rowerka nie ukradł.
- Ale przecież każdy złodziej wie, że to mój rowerek i mi go nie zabierze, bo to bardzo brzydko kraść!
Co prawda, to prawda - bardzo brzydko.

22.6.11

Niech pan idzie do lekarza! Od uszu!!

Noc. Natalia śpi, a właściwie zasypia. W ciemnościach rozlega się nagle jej cichy, ale wyraźny głos:
- Tato, miałeś mi przynieść dolną część sąsiadki, która mieszka na siódmym piętrze.
Co jest?! Mówi przez sen, na pewno. Odgarniam jej włosy z czoła i na wszelki wypadek pytam:
- Myszko, o co chodzi?
- Pamiętasz, spotkaliśmy ją wczoraj.
- Ale dlaczego mam ci przynieść jej dolną część?
Cisza.
- Powiedziałaś "Tato, miałeś mi przynieść dolną część sąsiadki, która mieszka na siódmym piętrze"?
- Tak...
- Ale po co?
- Bo ja chcę ją odwiedzić. Zapraszała nas do siebie.
- Ale na pewno powiedziałaś "Tato, miałeś mi przynieść dolną część sąsiadki, która mieszka na siódmym piętrze"?
- Tak.
- Natko, dolna część kogoś to nogi i pupa. I ja mam ci ją przynieść?
Cisza.
Zaczynam myśleć.
Zaraz. Faktycznie spotkaliśmy sąsiadkę, z trzeciego co prawda piętra, ale mniejsza z tym. Co takiego Natka mogła więc powiedzieć?
"Tato, mieliśmy przyjść do naszej sąsiadki, która mieszka na siódmym piętrze."
Co za ulga.

21.6.11

...i o Wojnach Gwiezdnych raz jeszcze...

Mysz: Mamo, a czy w ostatniej części Gwiezdnych Wojen wszyscy źli giną?
Mama na Myszogrodzie: Tak, kochanie.
Mysz: I nie ma już wojny?
Mama na Myszogrodzie: Tak, na końcu nie ma już wojny.
Mysz: Mamo, a która część jest już wymyślona?
Mama na Myszogrodzie: Wszystkie są wymyślone, kochanie [zupełnie nie zrozumiałam pytania].
Mysz: Ale która jest WYMYŚLONA?
Mama na Myszogrodzie: Wszystkie, kochanie, to jest taka bajka [nadal nie rozumiałam].
Mysz: Oj mamo, a czy na przykład dziewiąta część jest wymyślona?
Mama na Myszogrodzie: Nie ma dziewiątej części, kochanie. jest tylko sześć części.
Mysz: No widzisz?! To dziewiąta jest wymyślona!
Mama na Myszogrodzie: Ach rozumiem! Tak, po szóstej nie ma już żadnej, więc każda jest wymyślona.
Mysz: Więc w dziewiątej nie ma już wojny?
Mama na Myszogrodzie: Nie, nie ma.
Mysz: I wszyscy żyją długo i szczęśliwie?
Mama na Myszogrodzie: Tak, kochanie.
Mysz: Ooo, to szkoda, że nie nakręcili dziewiątej części.
Mama na Myszogrodzie: Dlaczego, kochanie?
Mysz: Bo jak tam nie ma wojny i nikt się nie zabija, to moglibyśmy ją już oglądać.

O trudach języka polskiego raz jeszcze...

W radiu dziś usłyszane:
- W wielkich stolicach europejskich pojawiła się tendencja, by usuwać samochody z centralnych ulic i zamieniać je na deptaki.
Hmm, nie wiem jak Wy, ale ja mojego autka tknąć nie dam! Jest malutkie, stare, pordzewiałe i nie ma prawa wozić MysiKrólików, ale deptać po nim nie pozwolę i już!

18.6.11

Samolot latający etc.

Królik:
- Kto mi zabrał mój nowy samochód?
- Ten świecący?
- Nie, jechający!

11.6.11

Zaproszenie do dżungli

Tuś zaprosił mnie dziś do dżungli:

Oczywiście cały świat zdążył już ich pokochać (z GNR i Eltonem Johnem na czele), ale mi musiał dopiero pokazać Tuś. Warto było!

8.6.11

Kreatywne techniki unikania wody, cz. XLVIII

Mama na Myszogrodzie: Dzieci, do kąpieli!
Mama na Myszogrodzie: Dzieci, do kąpieli!
Mama na Myszogrodzie: Dzieci, do kąpieli!
Mama na Myszogrodzie: Franiu, czy mam się zdenerwować?
Królik: Co? Nigdy w życiu! Ja się nie kąpam! Bo wtedy psuje się energia!

Lody, lody dla ochłody

Królik: O nie! Mój lód rozpuszcza się!
Mama na Myszogrodzie: To może zjesz mojego loda?
Królik: Nie, ja zjem mojego loda, a potem zjem twojego loda.
Mysz: O, mama nie będzie miała ochłody.

7.6.11

Kobieta zmienną jest

- Mamo, ja chcę wejść do tej kuli!
- Myszko, jesteś jeszcze troszkę za malutka. Poczekasz jeden rok?
- Dobrze.
Następnego dnia:
- Mamo, jestem już starsza?
- Tak, kochanie, codziennie jesteś troszkę starsza.
- To mogę już wejść do kuli?
- Słoneczko, ale obiecałaś mi, że poczekasz jeden rok.
- Mamo, ale ja nie chcę dotrzymywać danych ci obietnic.

31.5.11

Za co, za co? ZA WSZYSTKO!

Mysz: Franek, chodź, wskakujemy na mamę!
Królik: Hops, hops, hops!
Mama na Myszogrodzie:Za co, za co?
Mysz: Za ZABAWĘ!

30.5.11

Gwiezdne Wojny Konfekcyjne

Leia z czwartej c- Myszko, jest bardzo dużo komarów, załóż spodenki.
- Ale mamo, ja jestem Leią! Leia nosi sukienkę!
- To prawda, ale w piątej i szóstej części nosi też spodnie.
- Ale JA jestem Leią z CZWARTEJ części.

(W końcu niechętnie zgodziła się na spodnie pod sukienką.)








A oto Leia z czwartej c.

Potrzeba obecności. Nieustanna

Mysz ma silnie rozwiniętą potrzebę czyjejś obecności. Uważa, że któreś z nas zawsze powinno być przy niej i jeśli jest inaczej - jej gniew jest całkowicie uzasadniony:

- Tato, DLACZEGO byłeś na dole tak długo? To było z twojej strony bardzo nieuprzejme!
---
- Tato, wołałam cię, nie słyszałeś? Gdzie byłeś?
- W ogrodzie.
- Popełniłeś OGROMNY błąd!

28.5.11

Poranek na działce

- Mamo, mogę cię podrapać po plecach? - Mysz wie, jak sprawić mi przyjemność. Niestety akurat czytam sobie książkę i plecy mi nie w głowie.
- Dziękuję, kochanie, nie trzeba.
- To może mogę pomasować?
- Dziękuję, kochanie, dobrze mi.
- Ale ja chcę, żeby było ci jeszcze dobrzej.
- "Lepiej".
- Lepiej.
- To ja poproszę o tutaj.
[drap, drap, drap]
- Mamo, mogę już przestać?
---
- A co to jest, tatusiu?
- To jest kran, który odkręcili złodzieje.
- To na świecie są złodzieje?
- Tak, słoneczko, całkiem ich sporo.
---
- Tato, pomożesz mi? - woła z góry Królik.
- Nie, musisz poradzić sobie sam! - woła Mama na Myszogrodzie, bo uważa, że Królik potrafi już się sam ubierać.
- Ale ja wołałem tatę!
- Synku, musisz się ubrać sam. Ale bardzo cię kocham.
- Ja też cię kocham! - krzyknął Królik i żeby tacie łatwiej było mu pomóc, zszedł z góry z ubraniem.

27.5.11

Cudna nasza poczta cała

Awizo.
Mała karteczka w skrzynce pocztowej.
Niby nic, a ile niesie ze sobą nieszczęścia.
Nie, nie dlatego, że miałaby zwiastować złe wieści - to byłoby zbyt proste. Ta karteczka zwiastuje ciężkie popołudnie (lub wieczór) w towarzystwie innych nieszczęśników, którzy zmuszają Bogu ducha winne panie poczcianki do ćwiczenia trudnej sztuki konwersacji i, o zgrozo, empatii.
Dziś na przykład pewna starsza pani poprosiła o pomoc w wypełnieniu blankietu przelewowego na podstawie przyniesionego pisma. Nic z tego:
- Ja tego nie przyjmę! Ja muszę mieć wypełnione! Tu nie bank! - krzyczała pani w okienku. Fakt - w żadnym znanym mi banku nie pogoniliby klienta, który próbuje wpłacić pieniądze.
Ale do rzeczy. Jakiś czas temu przyszło awizo. Tata na Myszogrodzie uzbroił się w cierpliwość i poszedł na pocztę. Wrócił cały, zdrowy i nawet nie za bardzo zdenerwowany. I z pustymi rękami.
- Pani nie znalazła przesyłki. Wzięła mój numer telefonu i zadzwoni, kiedy znajdzie. - Dodać należy, że Tata na Myszogrodzie niezmordowanie wierzy w ludzkość (w przeciwieństwie do Mamy na Myszogrodzie, która złudzenia straciła już dawno).
Pani jednak nigdy nie zadzwoniła. Przesyłka się nie odnalazła, wróciła za to do nadawcy z adnotacją "Nie odebrano w terminie".
Dziś znów znalazłam awizo do zupełnie innej przesyłki, która nie była co prawda polecona, ale "nie zmieściła się w skrzynce", jak odnotował listonosz.
Wieczór na poczcie? No dobrze, wezmę książkę i jakoś sobie poradzę.
Chyba wszyscy pojechali śledzić trasę przejazdu Baraka Obamy, bo ku wielkiej radości odkryłam, że na poczcie żywej duszy nie ma. Po mojej stronie okienek w każdym razie.
Super, myślę sobie naiwnie, pójdzie jak po maśle.
- Czy pani zawsze tu odbiera pocztę? - zdumiała mnie pani z okienka po dłuższym poszukiwaniu mojej przesyłki.
- Tak. Nie, z jednym wyjątkiem, kiedy nie znalazły panie przesyłki i odesłały ją do nadawcy. Wtedy nie odebraliśmy.
- Acha, bo wie pani, ja mam tu napisane, że to nie jest pani poczta.
Nie denerwujmy się - dziś akurat uczyłam się technik relaksacji, więc poćwiczę na gorąco.
- Ale na awizo jest nawet państwa pieczątka - powiedziałam po kilku głębszych. Oddechach.
- No tak, ale wie pani, ja tu mam napisane, że z pani ulicy to my obsługujemy tylko parzyste numery.
- SŁUCHAM?! - w sumie wiedziałam, że oddechy na mnie nie działają - Od pięciu lat odbieram tutaj pocztę - o widoku poczty z naszych okien litościwie nie wspomniałam.
- Naprawdę? - pani była szczerze zdziwiona. - To niemożliwe.
- Ja panią jednak bardzo proszę o poszukanie tej przesyłki raz jeszcze.
Pani robiła co mogła, ale zapominając o zasadach dobrego wychowania ignorowałam wszystkie aluzje, nie wychodziłam i nie chciałam dać jej spokoju. Trzy strony mojej książki i parę okrzyków "ale ona mówi, że już raz nie przyszło, więc może tu nie przychodzą" później dostałam do rąk poszukiwaną przesyłkę. Z pieczątką "Mieszkanie zamknięte" - ale może nie ma pieczątki "Nie zmieściła się w skrzynce"?
Och, jak ja nie lubię naszej placówki pocztowej.
A w przesyłce była książka Tusia. Wygrał ją w konkursie i jestem z niego bardzo dUmna.

24.5.11

Ospa - szczepić czy nie?

Staramy się podejmować decyzje, kierując się sprawdzonymi danymi i zdrowym rozsądkiem. Zacząłbym to zdanie od "Szczycimy się tym, że...", gdyby nie to, że staraniami nie ma się co chwalić, zwłaszcza kiedy nie zawsze prowadzą do zamierzonego celu. Albo gdy prowadzą do niego przypadkiem.

Nad zaszczepieniem dzieci na ospę (wietrzną, prawdziwa została na szczęście wytępiona*) zastanawialiśmy się dość długo. W internecie można przeczytać wiarygodnie brzmiące opinie o tym, że szczepionka nie daje tak dobrej odporności, jak przejście ospy, że ta poszczepienna odporność wygasa w przeciwieństwie do tej "naturalnej"**, że szczepionka powoduje w późniejszym wieku półpaśca... Sami przechodziliśmy w dzieciństwie ospę i nie mamy jakichś traumatycznych wspomnień z tym związanych, więc nie mieliśmy silnej motywacji, by uchronić przed nią dzieci. To przecież powszechna choroba wieku dziecięcego, nieprzyjemna, ale niezbyt groźna (chyba, że się ją złapie jako dorosły).
Potem umarł Jaś Olczak, synek znajomej z pracy. Nie na ospę, na sepsę, zakażenie całego organizmu, które rozwinęło się ze zlekceważonego przez lekarzy, nieleczonego zapalenia stawu bezpośrednio po ospie - to jedno z całego wachlarza rzadkich śmiertelnych powikłań.
Potem siostrzeniec Taty na Myszogrodzie przeszedł ospę z gorączką powyżej 40 stopni.
Potem bratanica Taty na Myszogrodzie wylądowała z bardzo ciężką ospą w szpitalu zakaźnym, gdzie na dodatek rozwinęło się jej zapalenie wyrostka robaczkowego.
Zaszczepiliśmy dzieci.
Trzeba będzie je zaszczepić ponownie, bo dopiero dwie dawki dają maksymalną odporność, do tego po 20 latach będą się musiały szczepić jeszcze raz. Za to półpasiec im raczej nie grozi.
Wszystko pięknie, niemniej decyzję podjęliśmy ze strachu, kiedy huknęło koło nas raz, drugi i trzeci. Naukowe artykuły uzasadniające nasz wybór znalazłem już potem.
Postaram się o tym pamiętać, kiedy zachce mi się z wyższością racjonalisty spojrzeć na kogoś rządzonego emocjami...

*
Ospa prawdziwa, niegdyś jeden z wielkich zabójców ludzkości, nie występuje w naturze mniej więcej od 1980 roku (ostatni przypadek na świecie odnotowano w 1978 roku, w Polsce w 1963). Załatwiły ją, a jakże, szczepionki. Na świecie wirusy ospy są przechowywane w dwóch (znanych) miejscach, laboratoriach w Rosji i w USA. WHO apeluje o zniszczenie tych wirusów, jak dotąd bez skutku.
** Naturalna odporność też wygasa, tyle że kiedy wokół pełno dzieciaków chorujących na ospę, ciągły kontakt z wirusem powoduje jej częste odnowienie. Tym bardziej więc warto się szczepić, im powszechniejsze są szczepienia na ospę!

19.5.11

Samochodowe mądrości Mamy na Myszogrodzie cz. 1

Kolejność zasad zależy od stopnia wkurzenia sytuacją na drodze:

1. Jeśli nie potrafisz dostosować prędkości samochodu do pojazdów jadących pasem sąsiednim - nie zmieniaj pasa!
2. Jeśli twój pojazd jest pierwszy na światłach - nie czytaj książki, nie sprawdzaj rozkładu jazdy pociągów, nie odkurzaj podłogi, nie przeszukuj torebki.
3. Jeśli parkujesz, wykorzystuj wszystkie szyby w okolicy do oglądania swojego manewru z zewnątrz.

Z tym ostatnim wiąże się zresztą miłe, a raczej satysfakcjonujące wspomnienie. Pewnego razu postanowiłam zaparkować swoje autko w dość ciasnym miejscu. Korzystając z wielkich szklanych witryn sklepowych spokojnie zabrałam się do wykonywania manewru. Miałam bardzo dobry obraz sytuacji dopóki pewien usłużny pan nie wepchnął mi się przed oczy. Wepchnął, bo od dłuższej chwili do mnie gestykulował, ale parkując, nie patrzyłam na niego. Zdenerwowany wszedł w sam środek mojego pola widzenia, zasłaniając oczywiście widok i zmuszając mnie do nagłego zahamowania. Okazało się, że był właścicielem samochodu stojącego przede mną i widząc niewiastę za kierownicą, wjeżdżającą tyłem i w dodatku patrzącą w kompletnie innym kierunku niż jego drogocenny pojazd, wpadł w panikę. Bardzo chciał mi pomóc przez wyręczenie mnie. Grzecznie się do niego uśmiechnęłam i poprosiłam, żeby się jednak przesunął, bo zasłania mi widok. Zdumiony popatrzył za siebie. Nigdy jeszcze nie widziałam takiej mieszanki ulgi i radości na czyjejś twarzy. Pan był łaskaw nawet mnie pochwalić i zauważył, że od tej pory też będzie patrzył na wystawy, parkując. I świetnie - mam tylko nadzieję, że nie zauroczy go jakiś zgrabny manekin.

16.5.11

"Wtorek srorek"

Królik: Mamo, czy dziś jest wolne?
Mama na Myszogrodzie: Nie, dziś jest piątek.
Królik: Nie LUBIĘ cię!
Gdyby przenieść się ponad trzydzieści lat wstecz, moglibyśmy usłyszeć:
Babcia MysiKrólików: Wojtusiu, wstawaj.
Tata na Myszogrodzie: Nie, dziś jest niedziela.
Babcia MysiKrólików: Nie, Wojtusiu, dziś jest wtorek.
Tata na Myszogrodzie: Wtorek SROREK!

10.5.11

Mamo, bądź...

Mysz:
- Mamo, nie mogłabyś jeździć łagodniej? Tak jak dziewczyna? Taka młoda?
--
Królik:
- Mamo, szczyp mnie. Ty bądź szczypiorem! No szczyp mnie, ty szczypiu!

Lampiony kontra balony

Wybraliśmy się do kina. Na ekranie porwana przed laty Roszpunka ogląda z zachwytem lampiony puszczane przez jej zrozpaczonych rodziców w jej urodziny. Mama na Myszogrodzie wtula się w Mysie włosy i szepce rozczulona:
- Na twoje urodziny też zawsze puszczamy lampiony...
- Tak! I PIERDZĄCE BALONY! - radośnie wykrzyknęła Mysz.

9.5.11

Różnica podpokoleń

Mysz wraca z Siostrą Stryjeczną ze spaceru. Każda zapatrzona w swoje czasopismo:

Ewcia: O, Justin Bieber!
Mysz: O, Syrenka Arielka!

Ewcia: O, to muszą być usta Roberta Pattinsona!
Mysz: Zobacz, dzbanuszki Śpiącej Królewny!

5.5.11

Polska język, trudna język

To chyba jedyny w naszym świecie język, w którym można opowiadać o rzeżusze.
Jeden z niewielu, w których "jechać na Włochy" ma zupełnie inne znaczenie niż "najechać na Włochy" o "jeździe do Włoch" nie wspominając.
Z całą pewnością jedyny taki język, w którym Zjednoczenia jest aleja, ale Ujazdowskie Aleje, a Karol odmienia się inaczej w zależności od narodowości tego o kim mówimy - Charlesa Darwina, ale Charles'a de Gaulle'a.
Mamy tyle wyjątków i ciekawostek, że nie sposób przetrwać bez błędów. Ja nie zawsze potrafię.
Są jednak takie błędy, z którymi nawet mi trudno się pogodzić. Nie mogę na przykład kupić owoców u kogoś, kto sprzedaje "winogrono", nie mogę przeczytać artykułu poświęconego Puszczy "Kampinowskiej" - choć to może przesada, bo dlaczego zakładam od razu, że nie ma gdzieś miejscowości Kampinów?
Dlatego też tak bardzo cieszę się, gdy niespodziewanie znajduję gdzieś perełki. Przeglądam na przykład album ze zdjęciami z planu pewnego filmu i czytam o najmłodszym majorze TEKSASKIEJ kawalerii. To fantastyczne, że wciąż są wśród nas tacy, którym piła mechaniczna nie wpoiła nowych standardów. I za nich właśnie będę trzymała kciuki - niech nas karmią swoją wytrwałością.

18.4.11

Straszny sen Natki

- Był taki czarownik, który miał okulary z hibnooczkami w takie kreski w kółka. I zielone rękawiczki z długimi pazurami. Cały był na czarno ubrany, tylko kapelusz miał zielony z białym piórkiem. Zmieniał wszystkich w jedzenie i ich zjadał. To wy powinniście mieć taki sen, bo on do mnie zupełnie nie pasuje!

No nie wiem - ja takich plastycznych, kolorowych koszmarów nigdy nie miałem. Na szczęście!

3.4.11

Zawiłe ścieżki rozumowania

Mysz: A dlaczego musisz wyjechać, ciociu?
Ciocia: Bo muszę wracać do pracy. Tu niestety nie mam pracy i musiałabym siedzieć w domu, a nie mam takiej księżniczki jak ty i byłoby mi bardzo przykro.
Mysz: Ale jak się rodzi, to bardzo boli, wiesz? A jeśli ja urodzę dziewczynkę, to nazwę ją Małgosia, a jeśli synka, to Filip. Mamo, a wiesz kto będzie dziadkiem i babcią moich dzieci?
Mama na Myszogrodzie: Kto, kochanie?
Mysz: Ty i tata! Bo zasłużyliście na wnuki. Bo jesteś moją najlepszą mamusią!

I tego właśnie będę się trzymać - w końcu wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.

27.3.11

...

- Mamo, a ja wezmę konkurs w udziale!

23.3.11

I z wnuków nici... przynajmniej po kądzieli

Gdy MysiKróliki rozpoczęły edukację przedszkolną, straciliśmy część kontroli nad ich życiem. Nie znamy już wszystkich kolegów i koleżanek, nie znamy niektórych ich zabaw, nie mamy kontroli nad filmami, które oglądają w przedszkolu. Wiem, dorastanie polega też na wymykaniu się spod rodzicielskiego oka, ale czasem myślę, że jeszcze na to za wcześnie.
Nie pozostaje nam jednak nic innego, jak zaakceptowanie faktu, że żyją własnym życiem i niebawem zdobędą prawo do podejmowania suwerennych decyzji.
Właściwie decyzje podejmują już teraz:
- Mamo, a jak będę duża, to nie pojadę na wesele, tylko pojadę do Paryża i zostanę tam modelką i będę projektowała stroje i dziewczyny będą je nosić i ty będziesz mnie odwiedzać i nie będzie ci smutno, bo cię kocham, wiesz?
I tak oto nasza Księżniczka postawiła na karierę zawodową.
PS.
Mysz wcale nie chce biegać po wybiegu ani pozować do zdjęć. Ona chce projektować stroje, a z filmu Barbie Paryżanka (albo może Barbie w świecie mody? - sama nie wiem) dowiedziała się, że do projektowania strojów niezbędne są dwie rzeczy: bycie modelką i Paryż!

20.3.11

A to? Kto to jest? Yyyy... nie powiem.

Mysz nadal rysuje zapamiętale. Taki obrazek już nas nie dziwi:
- Zobacz, mamusiu co narysowałam! - zawołała wczoraj radośnie. - To Mulan!
- Pięknie, kochanie, bardzo pięknie. A to? Kto to jest? - spytałam odwracając stronę.
- Yyyy... nie powiem - i ze spuszczoną głową delikatnie wskazała mnie palcem.

13.3.11

Podróże z pilotnikami

W samochodzie dzieci się nudzą, to ogólnie znana rzecz. Sposobów na urozmaicenie im podróży jest pewnie więcej niż rodziców na świecie, ale ja najbardziej lubię stare dobre opowieści. Opowiadam im o ulicach, którymi jedziemy, które mijamy, o ich pochodzeniu, o ich patronach, o budynkach, tunelach i mostach. Dzieci szybko same zaczynają opowiadać o tym, co widzą za oknem. Pomagają im w tym pytania:
- A pamiętacie, kim byli Żwirko i Wigura?
Mysikróliki: PILOTNIKAMI!
- A kim był Stefan Banach?
Mysz: Matematykiem, który nie chciał wyjechać.
A skoro już ulica Banacha:
- A widzicie dinozaura?
Królik: Ja widzę.
Mysz: Ja nie widzę!
Królik: Gdzie są kości dinozaura?
Mysz: W Pałacu Kultury. - No o czym jako czym, ale o Pałacu Kultury to ja im nie opowiadałam - o muzeum dinozaurowym musieli usłyszeć od Dziadka.
Wskazywanie Mysikrólikom, że po prawej na przykład budowany jest stadion, a po lewej stoi Zamek Królewski, w pośpiechu nie zawsze działa. Zaczęliśmy stosować "stronę Frania" i "stronę Natki", ale nie miało to zbyt wiele uroku. Ostatnio nasz żeglujący bratanek znalazł świetne rozwiązanie - teraz w naszym krążowniku szos mamy:

FRAŃBURTĘ i NATBURTĘ.

A kiedy już wydaje mi się, że MysiKróliki mają dość moich opowiadań i milknę:
- Mamo, a to co to za droga jest?
- To nadal są Aleje Niepodległości, kochanie. To co, włączymy sobie wesołą muzykę?
- Nie, mamo, poopowiadaj nam jeszcze.

Romantyzm a industrializacja

- Jestem królewną i śpię. Książę! Uratuj mnie!
- Wwww, wwww, wwww - to Królik ruszył na pomoc Śpiącej Królewnie i zaczął podnosić ją swoim zabawkowym wózkiem widłowym.

10.3.11

Ferrari Heisenberga

Zdarza mi się oglądać nocą Top Gear. Na samochodach za bardzo się nie znam, ale w wypadku Top Gear to żadna przeszkoda. Podobnie jak to, że nie zgadzam się z niektórymi poglądami Clarksona.
Ostatnio testował na przykład nowe ferrari. Wydziwiał zupełnie bezpodstawnie, że kierunkowskazy, przełączniki świateł, wycieraczek czy innych przydatnych funkcji zastąpiono przyciskami na kierownicy, a prędkościomierza nie widać na stałe, bo wyświetla się na zmianę z gps-em.
Po pełnej zachwytu jeździe zauważył jednak, że już mu nic nie przeszkadza, bo autko prowadzi się świetnie i choć nie ma pojęcia, z jaką prędkością jedzie, to widzi przecież mapę i wie, gdzie jest.
Zachwyt zupełnie zrozumiały. Nawet przekraczając 200 km/h i pędząc po pasie lotniska należy docenić piękno ilustracji Zasady Nieoznaczoności Heisenberga.

3.3.11

Kino a kwestia kupy

Tuś: Jedyny powód, dla którego po nim jeżdżą jest taki, że to film na podstawie gry. Nie widziałem żadnego artykułu na ten temat, który by się trzymał kupy.
Królik: KUPA?! Nie wolno dotykać kupy!

19.2.11

Moja książka

Wydano moją książkę. Moją wymyśloną, w marzeniach wypieszczoną książkę. To miał być niewielki album ze zdjęciami moich ukochanych miejsc, rzeźb, detali. Albumów jest wiele, ale mojego nigdzie nie widziałam. Nie budynki, nie Zamek Królewski, nie Rynek Staromiejski, ale detale, Droga ku Mokotowu z jej zdumiewającym:
albo:
Miały być moje własne impresje, serie "Panna na wydaniu" czy "Ławeczka", z której powstało m. in.:
Niestety aparat był wtedy nie taki, wiara w powodzenie niewystarczająca i książka sześć lat temu została porzucona. Co miała robić? Każdy z nas pewnie postąpiłby tak samo - poszukałby sobie innego autora.
I moja książka też znalazła. Autorką jest pani Magdalena Hajnosz:
Uczucia mam teraz mieszane. Tak się cieszę, że jest, że udało jej się wydostać na świat. Z trochę innym podejściem, w nieco innym ujęciu, ale powstała.
Po pierwsze wyszukałam w niej oczywiście mojego Anioła. Jest! I wiele innych miejsc i szczegółów, które jak widać nie tylko mnie zachwyciły. Są też zdjęcia obiektów, o których nie miałam pojęcia.
Z drugiej strony... moja książka...
Dziś zostało z niej już tylko kilka marzeń i posty z serii Atlas Warszawy albo Warszawa się przegląda.

12.2.11

W mocy dziwiołów















- Dlaczego takie dziwaczne dźwięki wydaje z siebie moje córątko?
- No bo jestem dziwioł.

10.2.11

Minister Nieuki i Szkodnictwa Wyższego

Kilka dni temu oglądałam wywiad (początek w 17 minucie i 30 sekundzie materiału) z panią minister Barbarą Kudrycką. Miała mówić o reformie szkolnictwa wyższego, zagadnieniu dość mi bliskim. Niestety dziennikarka, pani Beata Tadla, zaczęła od pytania, które znokautowało (w moich oczach) panią minister. A wyglądało to następująco:

- Kiedy naukowiec z polskiej uczelni dostanie Nagrodę Nobla?


- Hm, eem, tak szybko, aż yyy, yyy, przygotuje przełomowe badania naukowe.


Pani minister jest obecnie najwyższym przedstawicielem nauki polskiej, mimo to niewiele dobrego można powiedzieć o zgodności powyższego zdania z kanonami gramatyki języka polskiego. Ale złóżmy tę dziwaczną konstrukcję na karb zdenerwowania.
Mnie zbulwersowała świadomość, że pani minister nie ma zielonego pojęcia o naturze najważniejszej w świecie nauki (i szkolnictwa wyższego, a jakże) nagrody!
Ba! Pani minister nie ma pojęcia, co dzieje się w polskiej nauce!
Czy można sobie wyobrazić, żeby jakikolwiek aktor nie wiedział co to są Złote Palmy czy Złote Globy? No tak, ale na popkulturze zna się dziś prawie każdy, a tu chodzi o naukę, więc to na pewno za trudne jest i po co pani minister ma sobie zawracać głowę jakimiś nagrodami? Zresztą każdy wie, że naukowcy to świry, które nieustannie próbują wysadzić wszystkich w powietrze.
Mam nieodparte wrażenie, że ludzie mądrzy, którzy naprawdę mają możliwość zmieniać świat na lepsze, wcale się do władzy nie garną. W efekcie przeróżne mierne istoty wprowadzają kolejne, coraz niższe standardy nauczania. Dziś nie ma już nic złego w publicznym przyznawaniu się do niewiedzy. Ignorancja nie przynosi już ujmy - przeciwnie, dodaje teraz uroku.
Ale wróćmy do pani minister i jej czekania na przeprowadzenie badań.
Otóż Nagroda Nobla ma taką dziwaczną naturę, że przyznawana bywa nawet kilkadziesiąt lat PO ZAKOŃCZENIU badań.
Bywa także, że przyznawana jest w kompletnie zdumiewających dla samego laureata kategoriach - wszyscy pamiętają zapewne, że matematyk John Forbes Nash Jr. ze zdumieniem przyjął nagrodę w dziedzinie ekonomii, ale mało kto wie, że w 1908 roku Ernest Rutherford przyjmując nagrodę w dziedzinie chemii powiedział, że widział w życiu wiele przemian, ale tak szybkiej jak jego z fizyka w chemika, to jeszcze nigdy. Dodajmy, że zajmował się badaniem rozpadów promieniotwórczych pierwiastków.
A zatem, pani minister, może zamiast szukać badań w przyszłości, pomyśli pani chwilę nad badaniami już zakończonymi? A może nad takimi, które jeszcze się toczą?
Proszę mi wierzyć, że w polskiej nauce toczy się wiele przełomowych badań, a w kolejce do Nobla czeka już kilku naukowców.
Podpowiem pani jednego (akurat z podwójnie bliskiego mi podwórka) - otóż profesor Tomasz Dietl, fizyk z warszawskiej PAN za swoje badania nad spinotroniką uhonorowany został w 2006 roku nagrodą Europejskiego Towarzystwa Fizycznego, co pozwala niektórym już piąty rok tytułować go "noblistą in spe".
O innych naukowcach czekających na swoją kolej wspominać nie będę, bo nie chcę pisać o dziedzinach, które są najwyżej moim hobby.
Nie twierdzę, że pani minister jako profesor powinna niejako z definicji znać zasady przyznawania najważniejszej nagrody w dziedzinie nauki - mieliśmy już pewnego profesora dendrologii, który dobitnie wykazał niezależność posiadanych tytułów naukowych od światłości umysłu. Jest jednak ministrem, a twierdzę, że na własnej pracy każdy powinien się znać i jeśli zaczyna pleść bzdury, to niech tę tekę... tzn. pracę czym prędzej zmieni.
Pani Barbaro, wiem, że przyszła pani do studia rozmawiać o reformie, a tu takie zaskoczenie z tym Noblem - zupełnie nie miała pani czasu przygotować się do odpowiedzi. Ale tak to już bywa na świecie, że rektor Akademii Muzycznej w Warszawie musi wiedzieć, co to jest Festiwal Chopinowski, co ile lat się odbywa i jakiego rodzaju utwory można podczas jego trwania usłyszeć. I zna odpowiedzi na te pytania nawet wtedy, gdy ktoś pyta go o nowy podręcznik solfeżu.
Proszę pamiętać, że aby zdobyć zaufanie i móc innych przekonać do swoich racji, trzeba najpierw trochę wiedzy w omawianej dziedzinie zdobyć, a pani dziedziną w chwili obecnej jest nie tylko prawo i administracja, ale nauka w ogóle, czyż nie?

PS. Wywiadu dalej nie słuchałam. Wolałam przeczytać streszczenie - przynajmniej pisał je ktoś, kto zna zasady gramatyki języka, którym się na co dzień posługuje.

4.2.11

Mamo, a gdy umrzesz, to dasz mi tę bluzkę?

Mysz z wizytą u Babci. Babcia jest Strażniczką Skarbów. Ma mnóstwo korali, piękne kolorowe sukienki, kapelusze, a przede wszystkim wspaniałe buty na obcasie! Mama na Myszogrodzie ma co prawda kilka sukienek, ale jakieś takie one wszystkie... czarne. Zachowała też co prawda jedną parę szpilek na pamiątkę czasów gdy miała jeszcze sprawne kolana, ale są gdzieś głęboko schowane, a w dodatki takie czarno brązowe! I do tego jakieś takie matowe - wcale nie błyszczą! Fu!
A u Babci to co innego: kolory, lakiery, obcasy, klamry i klamerki! Nic tylko wybierać, przebierać.
Mysz miała właśnie na sobie zwiewną błękitną sukienkę Babci przepasaną czerwonym szalem (bo twierdziłyśmy, że jest za długa - zupełnie bezpodstawnie), czerwony kapelusz z czarną wstążką, korale i białe lakierki na obcasie (wystające przepisowe pół buta za piętą). Przeglądała się w lustrze podrygując w takt muzyki.
- Babciu, a jak umrzesz, to ja u zamieszkam, wiesz? I będę nosiła wszystkie Twoje kiecki (!) i wiesz co? Wszystkie będą na mnie pasowały!
Przed oczami stanęła mi scena z dalekiej przeszłości:
Prastare mieszkanie na dalekich Piaskach, ja w wieku przedszkolnym zachwycona oglądam Mamy bluzkę ze srebrną nitką.
- Mamo, a jak umrzesz, to dasz mi tę bluzkę w testamencie?
- Oczywiście, kochanie.

27.1.11

Dinozarły, czyli oglądając Disneya

- Mamo, patrz, patrz, diplodokus!
- A, to ta babcia?
- Nie, babcia to triceratops, no przecież! I tu są dwie babcie!

22.1.11

Wyrwane z kontekstu

- Dziadek prosi, żeby mu pożyczyć czołówkę, bo wody gruntowe się podniosły i musi wyłapać ryby w piwnicy.
PS. Czołówka - latarka grotołazów

18.1.11

A nie mówiłam, że przyjdę?

Wieczór, światła pogaszone, kołysanki wyśpiewane. Cisza.
Królik: Mamooo...
Ja: Już nic nie mówimy, Króliczku, czekamy na sen. Cichutko.
Cisza. Czekamy.
Królik: Mamo, ale ja chcę SIUSIU.
Ja: No to biegnij szybciutko i zaraz wracaj, dobrze?
Szur, szur, szur, stuk, puk - Auaa! - Królik trafił na porzucone autko. Wybiegł z pokoju.
Mysz: Mamooo, piiiić.
Ja: No to biegnij kochanie i zaraz wracaj, dobrze?
MysiKróliki napojone i wysiusiane (ponownie). Czekamy na sen. Cisza.
Cisza i wiercikołdry.
Mysz: Mamooo...
Ja: Myszko, już nic nie mówimy, zasypiamy, dobrze?
Mysz: Ale ja muszę ci coś powiedzieć.
Ja: Kochanie, teraz zasypiamy, nie rozmawiajmy już, proszę cię?
Mysz: Ale ja muszę, ja MUSZĘ, prooooszęęęęę.
Ciemno w pokoju, ale i tak widzę jej wielkie błyszczące oczy.
Ja: No dobrze, co chciałabyś powiedzieć?
Mysz: Wiesz co? Jak już skończysz prasoooowaaaaać i tatuś skończy graaaaać, to pójdźcie spać i wtedy do was przyjdziemy, dobrze?
Królik (dla niepoznaki udający dotąd, że już śpi): Tak, bo my się sami boimy spać. Ja się boiłem, wiesz?
Jakieś dwie godziny później:
tup, tup, tup, tup, tup, tup...
Mysz wbiega do pokoju niemal śpiąc jeszcze:
- A nie mówiłam, że przyjdę? - wpakowała się na sam środek łóżka (podbierając mi przy tym poduszkę), wcisnęła łokieć w Tusia, a kolano we mnie i...
z uśmiechem zasnęła.
Za jakieś pół godziny przybiegnie jeszcze Króliczek, by wbić łokieć w mój drugi bok.

15.1.11

Szkolić czy nie szkolić? Oto jest pytanie

- CZY PANI WIE, CO ROBI NATALIA?! - gromko zakrzyknęła pani przedszkolanka, gdy przyszłam po Mysz.
Gdybym była Melonem, uszy ukryłabym chyba za piętami.
- Nie wiem, a co się stało? - starałam się ukryć przerażenie. Może spruła dywan? Może odgryzła komuś ucho? Moja wyobraźnia powędrowała swoimi strasznymi ścieżkami.
- TO PROSZĘ, NIECH PANI SAMA ZOBACZY!
Powędrowałam za panią na miękkich kolanach. Nad wyobraźnią już dawno straciłam kontrolę - co też mogła zrobić moja kochana czterolatka? Czteroipół, gwoli ścisłości.
Weszłyśmy do sali pełnej rozbawionych dzieci. Żadnych oznak katastrofy.
- PROSZĘ! - gruchnęła pani, podając mi kartkę.
Nic nie rozumiałam. Na kartce był rysunek. Po prostu rysunek. W szoku nie zapamiętałam nawet, co na nim było, ale od razu poznałam, że to Mysi rysunek. Natalia rysuje z zapamiętaniem, zawsze, gdy tylko może. Dobór kolorów ma zawsze przemyślany (w żółtej sukience może wystąpić jedynie Bella, a w żółtej spódnicy wyłącznie Królewna Śnieżka). Nieraz zdarza się, że przychodząc po MysiKróliki, muszę czekać na nią dłużej, bo choć wie, że już jestem, przed wyjściem do domu musi skończyć rysunek.
- Czy coś z nim nie tak? - spytałam, bo choć muzykę potrafię ocenić, to jednak na rysowaniu się nie znam i nie widziałam nic groźnego w Mysiej pracy.
- NO MUSICIE JĄ PAŃSTWO SZKOLIĆ! ONA TAK PIĘKNIE RYSUJE!
Więc to o to chodziło? Cały ten krzyk tylko dlatego, że pani nie potrafi już normalnie rozmawiać? Trochę szkoda, bo odebrała mi przyjemność rozkoszowania się pochwałą.
Ale nie o pani miała być mowa, tylko o talencie naszej Córeczki.
Jako mama uważam oczywiście, że jej rysunki są wspaniałe. Na tej zasadzie zachwyty Tusia odbieram głównie jako ojcowską dumę. Ale rzeczywiście nie znam prac innych dzieci w jej wieku i nie mam pojęcia, czy rysuje lepiej niż rówieśnicy. Jeśli ktoś z zewnątrz zwraca uwagę, to może warto się zastanowić?
Wczoraj pani Basia (wspaniała pani Basia, dlatego mogę ją wymienić z imienia) też mówiła, że Mysie rysunki są w przedszkolu odbierane jako niezwykłe.
- Powinniście ją państwo zapisać na jakieś zajęcia.
No i mamy dylemat. Zapisać ją na kurs, na którym wiele się nauczy, czy lepiej poczekać, żeby nikt jej nie zmanierował?
Pewien Ktoś opowiadał mi, że wybrał się na lekcję rysunku, narysował karetkę, która za nic nie chciała być w ruchu. Podszedł nauczyciel, narysował kilka kresek i karetka ruszyła na sygnale (żeby nie napisać "z kopyta"). Dobrze byłoby, gdyby Myszka nauczyła się takich czarów (choć może niekoniecznie już teraz?).
Raz poprosiła mnie o dorysowanie oka jednej z jej księżniczek. Narysowałam oko razem z brwią. Mysz przyjrzała się uważnie i od tej pory wszystkie jej księżniczki mają brwi (choć początkowo z braku wprawy nie dodawało im to uroku). Mysz głodna jest więc wiedzy natury technicznej.
A z drugiej strony - może lepiej poczekać aż sama odszuka w sobie to coś? Może zatrzymać się na etapie zabawy i zobaczyć co z tego wyniknie?
Rysunek to nie muzyka - może nie trzeba zaczynać już w czwartym roku życia?

Tu Mysz z rysunkiem-prezentem dla Tosi na imieniny - "Wakacje i namiot do nocowania".











PS.
Trochę szkoda, że do zmiany wychowawczyni zostało nam jeszcze pół roku.
A tu więcej myszyrysunków.

12.1.11

Wybielanie niedźwiedzi, czyli polaryzacja

- Mamusiu, jak ty pięknie pachniesz - wieczorową porą wwąchała się we mnie Mysz, udowadniając po raz trzy miliony osiemset pięćdziesiąty pierwszy, że jest prawdziwą kobietą (rankiem tego dnia wyjątkowo spryskałam się perfumami).

- Mamo! Ty śmierdzisz! - bez ogródek wyjechał mi Królik - Co jadłaś?!
Uff, to nie ja, to tylko czosnek z najnowszego dressingu do sałatki z kapusty pekińskiej - co za ulga.
- A ty co jesz, tato?
- Kapustę pekińską.
- To też będziesz śmierdział!

Nasze jabłuszka spadły jak widać po przeciwnych stronach jabłoni. Przykładów jest więcej:

Mysz: - Mamo, byłam w sklepiku i kupiłam ci taką piękną książeczkę, o zobacz!
Królik: - Ja też byłem, mamo, też ci kupiłem!
Mysz: - Kupiłam ci książeczkę o księżniczkach.
Królik: - A ja o wilkach! UAAaaa!
--
Mysz: - Poproszę film o syrenkach.
Królik: - Nie! To już było!
--
Królik: - Poproszę film o Zygzaku.
Mysz: - O nie! Tylko nie Zygzak! To nudne jest!
--
Mysz: - Poproszę kanapeczkę z nutellą.
Królik: - Ja też chcę kanapeczkę! Z szynką!

9.1.11

Toaletywność

- Króliczku, może zrobisz siusiu do sedesu jak duże chłopaki?
- No dobra. O nie, gdzie jest sedeska?

Wbiegając do toalety z pięścią wyciągniętą naprzód à la Buzz Astral (alias Lightyear):
- Na koniec świata i jeszcze kupa!

5.1.11

Zemsta

Zdarzyło się kiedyś, że pomyliłam coś w zaproszeniu i przyszliśmy do Stryjostwa o godzinę za wcześnie. Strasznie mi było głupio patrzeć, jak w trybie awaryjnym kończą przygotowania i starają się nie okazać nam, jaką spowodowaliśmy katastrofę. Nie sądziłam jednak, że los zemści się, zamieniając bumerang w kulę śniegową.
A było to tak:
Królik bardzo czekał na swoje urodziny, i to już od lipca (Mysz czeka na swoje od stycznia i każde z nich chce się zamieniać, a najlepiej podzielić i mieć urodziny co pół roku, choćby i wspólne). Urodziny to dla nas ważne święto, zapraszamy więc dużo dzieci.
MysiKróliki przyzwyczajone są do wszechobecnego psiego futra, ale inne dzieci nieco mniej, więc w sobotę zabrałam się w stroju roboczym do odmeloniania zabawek. Tuś z ogniem w oczach dokładnie odkurzał dziecięcy dywan. Wszędzie piętrzyły się porozrzucane różności w drodze na swoje miejsce. Dzieci starały się przeszkadzać z całych sił - ot, domowa idylla porządkowa.
I wtedy zadzwonił domofon.
Zamarliśmy z przerażenia.
Dzwonek nie powtórzył się - na pewno ktoś nacisnął nie ten numer, to wcale nie do nas, uff.
Wróciliśmy do porządków.
Puk, puk - nieśmiało dobiegło od drzwi.
Cisza. Może to dozorca - chwytamy się ostatniej nitki nadziei.
PUK, PUK, PUK!
Tuś wciągnął spodnie i ostrożnie otworzył drzwi. Nie, to nie był dzwonek do kogoś innego.
- No nie dziw się! - krzyknęła stropiona O. - Od pół roku przypominasz, że zapraszacie PIERWSZEGO, to nawet nie czytałam do końca wiadomości - sprawdziłam tylko, na którą!
No tak, zawsze trąbimy o PIERWSZYM, ale w tym roku Królicze urodziny opóźniliśmy o dzień, dając gościom czas na odespanie Sylwestra.
Gdyby goście wpadli godzinę wcześniej, pewnie dalibyśmy sobie radę, ale dzień wcześniej... też daliśmy! Mogliśmy na przykład spokojnie pogadać. Nie obawialiśmy się, że przypali nam się jedzenie albo że krem spłynie z tortu. Bo jedzenia ani tortu jeszcze nie było. Była za to pomidorowa i do tego zrobiliśmy wspólnie dwie michy przepysznej sałatki owocowej, a że wujek Ł. jeszcze Sylwestra do końca nie odespał, nauczyliśmy się robić z niej fantastyczny koktajl.
Królik dostał przecudne kredko-farby, w których natychmiast zakochała się Mysz.
Synkowie gości mieli nasze dzieci do dyspozycji (i odwrotnie, choć Franek starał się wszystkim wszystkiego zabronić).
Ja nagadałam się z O. i generalnie wszystko się pięknie udało.
Jedno mi tylko wciąż nie daje spokoju... jeśli my za tę przedwczesną godzinę u Stryjostwa oberwaliśmy całym dniem, to co czeka teraz naszych biednych Przyjaciół?

PS.
W poniedziałek rozmawiałam z O. i wyjawiła, że gdy od nas wyszli, Ł. powiedział tylko:
"Zobaczyć minę Wojtka - bezcenne!"

Miłościwie nam Mysz panująca

- Ja się od Franka pierwsza urodziłam i dlatego JA tu rządzę, bo jestem księżniczką!
--
Rozbrykaliśmy się z Króliczkiem i krzyczymy wniebogłosy. Mysz podchodzi do nas dostojnym krokiem tańczącego pawia (musi w końcu dbać o swoją koronę):
- Jestem Księżniczką Ciszy. I przy mnie krzyczeć NIE WOLNO. - dobitnie wyraziła się Księżna Pani. A gdy zapadła cisza:
- Przechadzam się i obserwuję. Czy nie jesteście za głośno, mamo!
--
Nagle, nie wiadomo skąd, pojawia się Mysz-Obraz-Słodyczy:
- Mamusiu, proooszęęę.
- Co się stało?
-Moja korona, zobacz - faktycznie, korona z klocków rozpadła się. - Mamusiu, naprawisz mi? Bo nie mam teraz korony, a co to za księżniczka bez korony?
--
A skoro już o słodyczy mowa:
- Jestem Księżniczką Słodyczy. I Zupy Pomidorowej. Więc jeśli mówisz, że będzie zupa, to będzie! - jak to dobrze, że Tuś tak pyszną pomidorową gotuje.