28.5.11

Poranek na działce

- Mamo, mogę cię podrapać po plecach? - Mysz wie, jak sprawić mi przyjemność. Niestety akurat czytam sobie książkę i plecy mi nie w głowie.
- Dziękuję, kochanie, nie trzeba.
- To może mogę pomasować?
- Dziękuję, kochanie, dobrze mi.
- Ale ja chcę, żeby było ci jeszcze dobrzej.
- "Lepiej".
- Lepiej.
- To ja poproszę o tutaj.
[drap, drap, drap]
- Mamo, mogę już przestać?
---
- A co to jest, tatusiu?
- To jest kran, który odkręcili złodzieje.
- To na świecie są złodzieje?
- Tak, słoneczko, całkiem ich sporo.
---
- Tato, pomożesz mi? - woła z góry Królik.
- Nie, musisz poradzić sobie sam! - woła Mama na Myszogrodzie, bo uważa, że Królik potrafi już się sam ubierać.
- Ale ja wołałem tatę!
- Synku, musisz się ubrać sam. Ale bardzo cię kocham.
- Ja też cię kocham! - krzyknął Królik i żeby tacie łatwiej było mu pomóc, zszedł z góry z ubraniem.

27.5.11

Cudna nasza poczta cała

Awizo.
Mała karteczka w skrzynce pocztowej.
Niby nic, a ile niesie ze sobą nieszczęścia.
Nie, nie dlatego, że miałaby zwiastować złe wieści - to byłoby zbyt proste. Ta karteczka zwiastuje ciężkie popołudnie (lub wieczór) w towarzystwie innych nieszczęśników, którzy zmuszają Bogu ducha winne panie poczcianki do ćwiczenia trudnej sztuki konwersacji i, o zgrozo, empatii.
Dziś na przykład pewna starsza pani poprosiła o pomoc w wypełnieniu blankietu przelewowego na podstawie przyniesionego pisma. Nic z tego:
- Ja tego nie przyjmę! Ja muszę mieć wypełnione! Tu nie bank! - krzyczała pani w okienku. Fakt - w żadnym znanym mi banku nie pogoniliby klienta, który próbuje wpłacić pieniądze.
Ale do rzeczy. Jakiś czas temu przyszło awizo. Tata na Myszogrodzie uzbroił się w cierpliwość i poszedł na pocztę. Wrócił cały, zdrowy i nawet nie za bardzo zdenerwowany. I z pustymi rękami.
- Pani nie znalazła przesyłki. Wzięła mój numer telefonu i zadzwoni, kiedy znajdzie. - Dodać należy, że Tata na Myszogrodzie niezmordowanie wierzy w ludzkość (w przeciwieństwie do Mamy na Myszogrodzie, która złudzenia straciła już dawno).
Pani jednak nigdy nie zadzwoniła. Przesyłka się nie odnalazła, wróciła za to do nadawcy z adnotacją "Nie odebrano w terminie".
Dziś znów znalazłam awizo do zupełnie innej przesyłki, która nie była co prawda polecona, ale "nie zmieściła się w skrzynce", jak odnotował listonosz.
Wieczór na poczcie? No dobrze, wezmę książkę i jakoś sobie poradzę.
Chyba wszyscy pojechali śledzić trasę przejazdu Baraka Obamy, bo ku wielkiej radości odkryłam, że na poczcie żywej duszy nie ma. Po mojej stronie okienek w każdym razie.
Super, myślę sobie naiwnie, pójdzie jak po maśle.
- Czy pani zawsze tu odbiera pocztę? - zdumiała mnie pani z okienka po dłuższym poszukiwaniu mojej przesyłki.
- Tak. Nie, z jednym wyjątkiem, kiedy nie znalazły panie przesyłki i odesłały ją do nadawcy. Wtedy nie odebraliśmy.
- Acha, bo wie pani, ja mam tu napisane, że to nie jest pani poczta.
Nie denerwujmy się - dziś akurat uczyłam się technik relaksacji, więc poćwiczę na gorąco.
- Ale na awizo jest nawet państwa pieczątka - powiedziałam po kilku głębszych. Oddechach.
- No tak, ale wie pani, ja tu mam napisane, że z pani ulicy to my obsługujemy tylko parzyste numery.
- SŁUCHAM?! - w sumie wiedziałam, że oddechy na mnie nie działają - Od pięciu lat odbieram tutaj pocztę - o widoku poczty z naszych okien litościwie nie wspomniałam.
- Naprawdę? - pani była szczerze zdziwiona. - To niemożliwe.
- Ja panią jednak bardzo proszę o poszukanie tej przesyłki raz jeszcze.
Pani robiła co mogła, ale zapominając o zasadach dobrego wychowania ignorowałam wszystkie aluzje, nie wychodziłam i nie chciałam dać jej spokoju. Trzy strony mojej książki i parę okrzyków "ale ona mówi, że już raz nie przyszło, więc może tu nie przychodzą" później dostałam do rąk poszukiwaną przesyłkę. Z pieczątką "Mieszkanie zamknięte" - ale może nie ma pieczątki "Nie zmieściła się w skrzynce"?
Och, jak ja nie lubię naszej placówki pocztowej.
A w przesyłce była książka Tusia. Wygrał ją w konkursie i jestem z niego bardzo dUmna.

24.5.11

Ospa - szczepić czy nie?

Staramy się podejmować decyzje, kierując się sprawdzonymi danymi i zdrowym rozsądkiem. Zacząłbym to zdanie od "Szczycimy się tym, że...", gdyby nie to, że staraniami nie ma się co chwalić, zwłaszcza kiedy nie zawsze prowadzą do zamierzonego celu. Albo gdy prowadzą do niego przypadkiem.

Nad zaszczepieniem dzieci na ospę (wietrzną, prawdziwa została na szczęście wytępiona*) zastanawialiśmy się dość długo. W internecie można przeczytać wiarygodnie brzmiące opinie o tym, że szczepionka nie daje tak dobrej odporności, jak przejście ospy, że ta poszczepienna odporność wygasa w przeciwieństwie do tej "naturalnej"**, że szczepionka powoduje w późniejszym wieku półpaśca... Sami przechodziliśmy w dzieciństwie ospę i nie mamy jakichś traumatycznych wspomnień z tym związanych, więc nie mieliśmy silnej motywacji, by uchronić przed nią dzieci. To przecież powszechna choroba wieku dziecięcego, nieprzyjemna, ale niezbyt groźna (chyba, że się ją złapie jako dorosły).
Potem umarł Jaś Olczak, synek znajomej z pracy. Nie na ospę, na sepsę, zakażenie całego organizmu, które rozwinęło się ze zlekceważonego przez lekarzy, nieleczonego zapalenia stawu bezpośrednio po ospie - to jedno z całego wachlarza rzadkich śmiertelnych powikłań.
Potem siostrzeniec Taty na Myszogrodzie przeszedł ospę z gorączką powyżej 40 stopni.
Potem bratanica Taty na Myszogrodzie wylądowała z bardzo ciężką ospą w szpitalu zakaźnym, gdzie na dodatek rozwinęło się jej zapalenie wyrostka robaczkowego.
Zaszczepiliśmy dzieci.
Trzeba będzie je zaszczepić ponownie, bo dopiero dwie dawki dają maksymalną odporność, do tego po 20 latach będą się musiały szczepić jeszcze raz. Za to półpasiec im raczej nie grozi.
Wszystko pięknie, niemniej decyzję podjęliśmy ze strachu, kiedy huknęło koło nas raz, drugi i trzeci. Naukowe artykuły uzasadniające nasz wybór znalazłem już potem.
Postaram się o tym pamiętać, kiedy zachce mi się z wyższością racjonalisty spojrzeć na kogoś rządzonego emocjami...

*
Ospa prawdziwa, niegdyś jeden z wielkich zabójców ludzkości, nie występuje w naturze mniej więcej od 1980 roku (ostatni przypadek na świecie odnotowano w 1978 roku, w Polsce w 1963). Załatwiły ją, a jakże, szczepionki. Na świecie wirusy ospy są przechowywane w dwóch (znanych) miejscach, laboratoriach w Rosji i w USA. WHO apeluje o zniszczenie tych wirusów, jak dotąd bez skutku.
** Naturalna odporność też wygasa, tyle że kiedy wokół pełno dzieciaków chorujących na ospę, ciągły kontakt z wirusem powoduje jej częste odnowienie. Tym bardziej więc warto się szczepić, im powszechniejsze są szczepienia na ospę!