29.12.10

Obrazki codzienne

- Franek, zejdź z mamy, teraz moja kolej!

25.12.10

Nie, to nie linijka











To mierzówka!

22.12.10

Wiosna idzie!

No! Dni będą już coraz dłuższe, Słonko coraz więcej oświetli - nic tylko czekać na pierwsze pączki (wiosenne, nie tłustoczwartkowe!)
Wiosna! Wiosna idzie! I tego będę się trzymać! Bardzo mocno.
Wszystkim zaśnieżonym dedykuję jedno z moich ulubionych zdjęć Tusia -
BYLE DO WIOSNY!
PS.
Czego i Wam życzę :)

19.12.10

Chrapanie i zaciskanie

Jedziemy sobie obejrzeć ulicę Przyce (to taka ulica, której sporą część stanowi najdłuższa kładka nad torami na wschód od Mississippi, niestety zaspawana). Dzieci chrapią z tyłu, więc rozmawiamy na poważne tematy, w stosownych chwilach rzucając mięsem (Tata). Nagle rozlega się dźwięczny głosik Natalii: "O, McDonald! Jedźmy do McDonalda!".
- Ojej, Myszko! Słyszałaś wszystkie moje przekleństwa?
- Nie, zaciskałam uszy.
Mimo to dobrze, że się ten McD napatoczył...

11.12.10

Niby proste, a jednak

Strzałka. Dla jednych trzy kreseczki o wspólnym początku, dla innych kreska z dzióbkiem. Niegdyś była dla mnie przewodnikiem w leśnych podchodach. Na cudem ocalonych wojennych budynkach niejedna wciąż wskazuje drogę do schronu. Symbol tak prosty, że nikt nie próbuje go nikomu tłumaczyć.
A jednak. Jest taka sfera życia codziennego, w której pojawienie się strzałki nic a nic człowiekowi powiedzieć nie potrafi. Ta sfera to podróże. Windą podróże.
Od kiedy pamiętam, jedyną osobą, która czekając ze mną na windę nie wciska jednocześnie strzałki w górę i w dół jest Tuś.
- Może tak szybciej przyjedzie? - ku mojemu przerażeniu powiedziała kiedyś koleżanka na studiach.
- Ja zawsze wciskam oba - powiedziała pewna osoba z mojej rodziny. - Zawsze zastanawiałam się, do czego to służy.
Ciekawe do czego może służyć strzałka?
- Po co wciskasz w dół? - spytał dziś bardzo rozumnie pewien tata, gdy wraz z rodziną dołączył do mnie przy windzie w centrum handlowym.
- Bo nie było wciśnięte - bez nuty zdziwienia odparł syn. - A w ogóle po co montować takie przyciski w dół? Jesteśmy na parterze! - zaatakował złych inżynierów syn.
- Bo pod nami jest parking podziemny - nie wytrzymałam.
Tata spuścił oczy, ale syn był bardzo zdziwiony, kiedy mimo jego zamiaru jazdy w górę, winda niesubordynowanie zjechała do podziemia, a potem (o zgrozo!) zatrzymała się na parterze w drodze powrotnej - czyżby nie domyśliła się, że on już wsiadł? Zła winda, źli konstruktorzy!
Nie ma wielu rzeczy na świecie, które wkurzają mnie bardziej niż bezmyślność ludzka posunięta do granic rozumienia pojęć podstawowych.

7.12.10

Święty czy nie - kłopoty zimą mieć musi!

- Mamo, w przedszkolu był św. Mikołaj! Ale się spóźnił, bo śnieg spadł. I stał w korku. I sanie mu się połamały. Ale miał renifery i one go w końcu przywiozły, wiesz?

4.12.10

Propozycja nie do odrzucenia

- Mamo, a ja dziś nie będę rysować długopisem po meblach, dobrze?
Hmmm... chyba się zgodzę...

Sprzątanie a sprawa Polska

- Myszko, robimy dzisiaj wielkie sprzątanie.
- Ojej, znowu? Nigdy nie ma zabawy!
- Słoneczko, żeby była zabawa, musimy troszkę posprzątać.
- Ale ja nienawidzę sprzątania.
- Wiem kochanie. Jutro przyjdzie do Ciebie Tosia i wtedy na pewno będzie zabawa.
- Hura! Uwielbiam zabawę! No to idę. Idę umyć zęby.
Może to i słuszny początek porządków?

3.12.10

100 procent słodyczy w goryczy

- Znów 150 % cukru w cukrze - orzekł Tuś po przeczytaniu szkicu nowego posta. - Kreujemy nieprawdziwy obraz rzeczywistości.
To prawda. Wygląda na to, że cała nasza codzienność to anegdoty z pieczenia babeczek i "nie oddam cię, mamusiu". Tymczasem rzeczywistość jest taka, że na co dzień złościmy się, kłócimy, nie dogadujemy jak wszyscy, ale piszemy posty tylko wtedy gdy chcemy się czymś podzielić, publikujemy tylko te zdjęcia, z których jesteśmy dumni. W efekcie bywają całe tygodnie bez zapisania słowa, a później z publikacji wychodzi sam cukier. Trudno nam dzielić się własnymi porażkami - czy to nie jest zrozumiałe?
Ani ja, ani Tuś nie radzimy sobie za dobrze z rodzicielstwem. Kochamy MysiKróliki nad życie, ale codziennie borykamy się z koniecznością narzucania im swojej woli.
- Nie dostaniecie teraz lizaków; nie będzie teraz telewizji; ubierzcie się; rozbierzcie się; załóżcie sweterki; zdejmijcie sweterki; umyjcie rączki; nie rysujcie po meblach; zjedzcie obiad; nie bijcie się; zostawcie Melona; zbierzcie zabawki; nie wylewajcie wody z wanny; kładźcie się do łóżek; wstańcie, idziemy do przedszkola; wychodzimy z przedszkola.......
Nienawidzę tego choć to oczywiste, że jeszcze za wcześnie na wypuszczenie z klatki ich wolnej woli. Oni nie upadli zbyt daleko od obu swoich jabłonek, więc spięcia są nieuniknione.
Paraliżuje mnie niepewność czy moje zachowanie, to kształtowanie wspaniałych ludzi, czy zabijanie w nich osobowości. Z Myszą można się jeszcze czasem dogadać, ale Królik zacietrzewia się w swojej złości i gotów jest się poparzyć, żeby tylko wyszło na jego. Boję się, że właśnie teraz rozgrywa się jego życiowa walka - zostanie wielkim wynalazcą, czy bandytą? A mój strach jest podszyty myślą, że to ja mogę go źle skierować na tę drugą drogę.
Jakiś czas temu piekliśmy ciasto (okropny różowy tort w kształcie serduszka, którym Mysz była zachwycona) i widok był jak z obrazka - uśmiechy, dzieci miksujące różową paćkę, wszystko zapaskudzone kremem. Królik wylizując miseczkę, cały nos wysmarował sobie lukrem - słodko było ponad miarę. A potem...
- Mamo, idź sobie! Nie bawię się z tobą! - bo nie zgodziłam się na kolejną bajkę i kazałam iść spać.
Był na mnie tak zły, że wolał zostać sam w łóżeczku w ciemnym pokoju, niż przeprosić i razem czekać na sen.
I Bóg mi świadkiem - nie mam pojęcia, co robić w takiej sytuacji - uczyć konsekwencji swoich wyborów (jak każe rozum) mimo, że wiem, że mój maleńki synek jak każdy maluszek boi się ciemności i w głębi duszy cierpi po cichutku, czy tulić mimo jego wyskoków (jak każe matczyne serce), potulnie zabierać nocą zabawki z drogi (żeby na nie nie wpadł gdy będzie się do nas po ciemku wybierał), spełniać zachcianki, "bo jest jeszcze taki malutki"?
Zdradzę teraz jedną z trudniejszych dla mnie myśli: bardzo im współczuję, że ze wszystkich dostępnych w bazie matek oboje musieli trafić akurat na mnie.

21.11.10

Czasem warto pomyśleć o symbolach

Idą Święta. Ikea wystawia nową serię bombek choinkowych (a ich automat z lodami kopie prądem, ale o tym kiedy indziej), moja ulubiona tortownia szykuje piernikową ofertę, l'Occitane przysyła katalog "Olśniewających pomysłów na prezenty", a MiniMini nadaje serial Pomocnik Świętego Mikołaja. Nad jego koncepcją rozwodzić się nie będę - nie ma ona tutaj znaczenia. Zastanawiam się jednak, czy aby na pewno słuszne jest umieszczanie w serialu dla dzieci bohaterki noszącej się tak:
Serial zrobili Francuzi, a ich fascynacja Rosją jest legendarna. Czy to jednak wystarczy jako wytłumaczenie? Francuzom Rosja może wydawać się zbyt odległa (czerwonoarmiejcy zwłaszcza), ale nam? Jakie jest wytłumaczenie emisji serialu i to nie tylko na jakimś tam kanale MiniMini, ale także (w 2008 roku) w Drugim Programie Polskiej Telewizji w paśmie "Dwójka Dzieciom"?
Skoro to tylko taka gwiazdka wesoła na czapeczce, całkiem przypadkiem uszatce, to mam jeszcze lepszy symbol, starożytny symbol słońca i szczęścia, będzie więc jeszcze lepiej wyglądał koło św. Mikołaja, o proszę:
Czyż nie pięknie?

17.11.10

Reklamy a św. Mikołaj

- O, i to chcę, mamo zobacz, to chcę! I to, i to, i to!
Nie działa u nas wyciszanie, więc musimy przełączać kanał na czas reklam.
- Nie przełączaj mamo, proszę, ja chcę na to popatrzeć. Ja chcę te lalki, ja chcę!
- Kochanie, ale przecież one nawet nie są ładne. Zobacz - okropne są.
- Nie mów tak! Bo przyniesie mi je św. Mikołaj i jak cię teraz usłyszy, to będzie mu przykro!
- Myszko, naprawdę nie chcesz dostać innych lalek? Muszą być takie?
- Tak! I św. Mikołaj mi je przyniesie, a jak je przyniesie, to jak ci będzie? No?!
Z taką Myszą ciężko zadzierać, zwłaszcza gdy Jaś podsunął jej pomysł poproszenia Mikołaja o Barbie - szafę brokatującą...

Mysz jest kobietą

- Nigdy, przenigdy cię nie oddam, mamusiu, a wiesz dlaczego?
- Dlaczego, kochanie?
- Bo masz takie piękne ubrania. I masz takie piękne mydełka, takie pachnące. Moje mydełka nie pachną tak pięknie.
- Jeśli tak uważasz, weź sobie moje mydełka.
- Naprawdę? Dobrze, to ja ci dam moje mydełka. I będziesz je sobie używała tak długo, aż ci się znudzą, dobrze?
Zwłaszcza ten Mysi zachwyt moimi ubraniami mnie zaskoczył. W mojej garderobie jest tylko jedna różowa rzecz: piżama ze Snoopym na wszelkie chorowanie.

12.11.10

Błąd projektowy?

Wybraliśmy się dziś na zakupy. Wszyscy. Dzień ni to powszedni, ni to świąteczny. Ot, 12 listopada. Może nie będzie zbyt tłoczno, może wręcz przeciwnie?
Wczesne popołudnie, a jednak dosyć duży tłum. Niepokoimy się, co będzie później. Staramy się szybko zrobić zakupy, zdążyć przed szczytem.
Po siedemnastej wracamy do samochodu. Docieramy na parking, a tu szok. Samochody stoją. Nie parkują, ale właśnie stoją. Wszędzie. Każda alejka zastawiona kolejką samochodów.
Krótka narada - wracamy do galerii i przeczekamy, czy jednak jedziemy do domu? Z dziećmi jednak trudno się "przeczekuje" między sklepami, więc decydujemy się wracać do domu. Wiemy co nas czeka, ale liczymy, że po grycanowych lodach dzieci w samochodzie zasną. Udało się - po 30 minutach wciąż krążymy po parkingu, ale MysiKróliki śpią w najlepsze.
Spokojnie przesuwamy się obraną na początku, najdłuższą możliwą drogą rozważając, nie bez statystyki, zależność między długością drogi i płynnością ruchu i ewentualność powrotu na górę i wybór seansu dla dzieci w kinie. Ale MysiKróliki śpią, więc zostajemy. Z coraz większym zdumieniem patrzymy na to jak tutejszy parking został zaprojektowany.
Bywaliśmy tu nie raz, a jednak dopiero dziś widziałam, co tak naprawdę dzieje się na parkingu. Nigdy wcześniej nie zwróciłam uwagi, że z dolnego poziomu (nie wiem czy kiedyś byłam na wyższym) jest właściwie tylko jedna droga wyjazdu. Rozdwaja się, owszem, ale krzyżując z wjazdem z zewnątrz i zjazdem z góry, więc w zasadzie wystarczy zatarasować przejazd w jednym tylko miejscu i koniec. Nikt nie wyjedzie. Nikt nie wjedzie. Nikt nie zjedzie. Mało tego, po chwili zablokują się kolejne alejki, by przez cały parking powrócić do... wjazdu. Nikt się zatem nie ruszy. Dojazd do centrum handlowego też zaprojektowany jest z myślą o płynnym ruchu i nagle blokada wjazdu na parking oznacza zablokowanie całej uliczki biegnącej na tyłach centrum handlowego. W obie strony.
Jednak dziś nikt nawet nie blokował przejazdu - dziś po prostu zbyt wiele osób chciało jednocześnie opuścić parking, zbyt wiele chciało także w tym samym czasie wjechać. Droga jednych przecinała się z drogą drugich, każdy blokował każdego. Nam udało się w końcu wyjechać, ponieważ dwóch panów ochroniarzy wybrało się na spacer na zewnątrz i zablokowało ruch na wspomnianej tylnej uliczce. Zwyczajnie jeden pan stanął na środku jezdni z lewej strony, drugi pan stanął ze strony prawej. Dzięki temu można było opuścić parking i... zrobić miejsce dla kolejnych klientów.
To jednak zbawienne tak nie myśleć na co dzień o terroryzmie.

7.11.10

Pizza, mniam, mniam

- Zamawiamy pizzę? - spytał wygrzebujący się z anginy Tuś do tonącej w anginie Mamy na Myszogrodzie. Żadne z nas nie ma najmniejszej ochoty na gotowanie, a pizzerię mamy naprawdę pod bokiem.
- Lubię pizzę, mniam, mniam - pogłaskał się po brzuszku Królik, który jeszcze chwilę wcześniej nie zwracał na nas żadnej uwagi.
Z naszych kulinarnych zdobyczy dzieci reagują równie radośnie tylko na josuł i ziujek*. Tuś ofiarnie wybrał się do sąsiedniego budynku po obiad, bo dostawa do domu zajmuje dwa razy więcej czasu niż zrobienie pizzy.
- Dobje, co? Dobje, dobje! - no, tego to już nie słychać ani przy josole, ani przy ziujku. I po co tu gotować? Zwłaszcza przy anginie!
* żurek, nie żujek :)

6.11.10

Trzy nowe pieprzyki


Spieramy się z Tusiem, które z nas bardziej obdarowało MysiKróliki pieprzykami, tymczasem pieprzyków przybywa i przybywa.

Księżniczka z definicji

Pokazuję Myszce jej wczorajsze zdjęcie z ciasteczkiem.
- O, moja księżniczka!
- A dla mnie nawet dwie, zobacz: pierwsza i druga.
- Dlaczego mamo mówisz do mnie księżniczko?
- Bo jesteś dla mnie moją maleńką księżniczką i najsłodszym skarbem.
- Wiem dlaczego mówisz do mnie księżniczko - nie uwierzyła mi Mysz - bo mam dużo pięknych sukienek! Ale niektóre są brzydkie.
Tu przypomniał mi się moment, w którym poddałam się i przystałam na obecność różu i cekinów w mysiej garderobie. Kiedy pewnego dnia odziewałam Mysz w najpiękniejsze, moim zdaniem, odcienie brązu z elementami czerni, Mysz nagle wybuchnęła płaczem:
- Mam tyle pięknych sukienek! Dlaczego nie chcesz mi ich założyć? Dlaczego nie chcesz żebym była piękna tylko chcesz, żebym była brzydka?
Od tamtej pory Mysz sama jest swoją modystką, a moje matczyne serce nie rozpacza nad jaskrawymi ubiorami - Natka jest dla mnie tak cudna, że i tak nie dadzą rady jej oszpecić.

Ciasteczka vs gorączka


Tuś jest chory. Przez pierwsze 10 dni bardzo się męczył, bo pan doktor utrzymywał, że to tylko zapalenie migdałków i nie zalecał strzelania do nich z armaty. Dopiero później okazało się, że to jednak angina i w dwa dni sprawę zakończył antybiotyk (nie zalecamy nagminnego stosowania, ale tu bardzo przydałby się tydzień wcześniej). Nie odstępowaliśmy Tusia, więc pojawienie się i u mnie pierwszych objawów zupełnie nikogo nie zdziwiło.
- No to po co spałaś koło Taty! - ze złością wyrzucała mi dziś rano Mysz - teraz on zdrowieje, a ty jesteś chora - wyjaśniła zdroworozsądkowo.
Pani doktor orzekła krótko:
- Angina. Ale nie ma ostrych przeciwwskazań do pracy, proszę tylko jak najszybciej zażyć antybiotyk i może Pani sobie pracować jak pani chce.
Pewnie, że chcę! Pod koniec dnia nie byłam już tego taka pewna. Wróciłam do domu z zawrotami głowy, gorączką i jedną tylko myślą: ŁÓŻKO!
- Mamusiu, cały dzień byłam grzeczna, wiesz? - przywitała mnie Myszeńka
- O, jak ślicznie - pochwaliłam zupełnie bez zrozumienia. Mysz patrzyła na mnie wyczekująco - Aaaaa, ciasteczka? - olśniło w końcu mój rozgrzany umysł.
- Taaaaak! - rozpromieniła się - pieczemy dzisiaj ciasteczka.
Z bólem przypomniałam sobie, że zaraz po tym jak przyszły do nas nowe zamówione foremki do ciastek, obiecałam MysiKrólikom, że jeśli tylko będą cały dzień grzeczne, to wieczorem upieczemy sobie ciasteczka.
Mysz z góry wybrała sobie księżniczkę, księcia, koziołka i jabłuszko, a Królik - co równie zrozumiałe - traktor, motocykl i lokomotywę, a foremką w kształcie samochodu zaczął nawet jeździć po łazienkowym dywaniku - pewnie dla testów wytrzymałościowych.
Głowa puchła mi okropnie, zawroty zawracały myśli na całego, ale upiekliśmy cztery blachy prześlicznych ciastek według bardzo starego przepisu Gaździny z Jurgowa. No dobrze, niektóre się nieco przypaliły, bo ciężko było mi się skupić na robocie.
A kiedy teraz MysiKróliki śpią, podczas gdy mnie trzepią dreszcze, wiem, że piekliśmy ciasteczka, zamiast oddawać się błogiemu chorowaniu, bo poza tym, że jestem złą matką, jestem też najlepszą mamą na świecie i koniec!

3.11.10

Pocztówka dla cioci Magdy i cioci Misi

- Mamo, mamo, ciemno! - z wyrzutem zauważył Królik tuż po wyjściu z przedszkola.
- Teraz będziemy musieli pójść spać! - dodała z nie mniejszym wyrzutem Mysz.
- Nie martwcie się, jeszcze nie musicie iść spać, nie ma jeszcze siedemnastej. - nie mogę oczywiście odpuścić okazji i zaczyna się rozmowa o Ziemi, porach roku, długości dnia.
- A wiesz mamusiu, tu jest już ciemno, ale u mojej Mamy Chrzestnej jest teraz dzień.
- Tak! Masz rację, kochanie.
- A jak ona tu przyjeżdża?
- Ona tu przylatuje samolotem. Leci nad wielkim oceanem, wiesz?
- Daaawno u niej byyyłam.
- Twoja Mama Chrzestna też dawno u nas nie była, musimy ją zaprosić.
- A moja tak! - zawołał nagle Króliczek
- Tak, to prawda, ale ciocia Misia mieszka tu i znacznie łatwiej jej nas odwiedzić. A wiecie z kim przyjaźni się ciocia Misia? Z ciocią Magdą!
- MOJĄ! - rozpromieniła się Mysz.
Pozdrawiamy wszystkie nasze MysiKrólicze Matki!

29.10.10

Łaaa!

Franio wybiega z ciemnego przedpokoju z włączona latarką :
- Mamo! Tam jest łaaaa! [potwór] Mamo, mamo, łaaaa! Tam jest ciemno, chodź, boję się!
Nagle z rozpaczy wpada w ton kojący, delikatnie chwyta mnie za rękę i ciągnie za sobą:
- Chodź mamo, nie bój się - mówi łagodnie
- Nie bać się?
- Nie, nie bój się, chodź - uspokaja Królik - tylko JA boję się.

Kłopoty ze skupieniem

- Wie pani, najlepszego specjalistę znaleźliśmy na Ursynowie. Był świetny. Tak dobrze wykastrował naszego psa, że nie mieliśmy żadnych kłopotów. A jądra jak dobrze usunął. Bo wie pani, to profesor weterynarii jest.
Słuchałam z podziwem, jak ta światła pani opiekuje się swoim ulubieńcem. Pies rasowy, zadbany. Od razu widać, że dostaje tylko to co najlepsze.
Naszą rozmowę przerwał niestety Melon, bezceremonialnie robiąc na trawnik kupę. Sięgnęłam do kieszeni po psi woreczek. Zapadła cisza. Po chwili pani się ośmieliła:
- Pani to zbiera?
- Tak, a pani nie?
- Ja też bym zbierała gdyby wszyscy zbierali.
No i nie mam na to żadnej zabawnej pointy - ciężko się myśli z opadniętymi rękami.
PS.
Widziałam kilka dni temu, jak pewna staruszka z drugiego wracając ze swoją ukochaną sunią, także staruszką, ze spaceru, wstępowała z małym woreczkiem do śmietnika. Człowiek światły nie musi pleść na prawo i lewo o profesorach weterynarii - może cichutko wracać ze spaceru przez śmietnik.

24.10.10

Jedna literówka, a jaka ulga

Ciemno. Natka zasypia, trzymając Tatę na Myszogrodzie za rękę.
- Wiesz tatusiu, ty chyba jesteś szatanem - mówi zamyślona.
Tacie chwilę zajmuje znalezienie jakiejkolwiek odpowiedzi. - Natalio, nie powinnaś używać słów, których znaczenia nie znasz - mówi wreszcie słabo.
- Ale naprawdę! Bo masz takie ciemne włosy.
- Aaa, szatynem! Nie, aż takie ciemne to nie są.
Potem wywiązała się bardzo ciekawa dyskusja o kolorach włosów i oczu i o dziedziczeniu, w trakcie której Myszka zasnęła.

17.10.10

Wieczorne wyciszanie

Od czasu ostatniej kontuzji nie można skakać po Mamie na Myszogrodzie, więc Mysz po kąpieli ułożyła się wygodnie na maminym brzuchu i mocno wtulała i wtulała i wtulała.
- Jesteś moim ukochanym Skarbem, wiesz? - spytała rozczulona Mama, tuląc swoją maleńką Myszkę.
- Yhy.
- Ciekawe, czy ja też byłam dla mojej mamy taka słodka jak Ty. Nie, pewnie byłam niedobra!
- No coś ty, maluszki nigdy nie są niedobre. Ale wiesz co mi dziś zrobiła Helenka? (Helenka to półtoraroczna siostra cioteczna Myszy) - Uszczypnęła mnie o tutaj! Więc jak widzisz, maluszki nie zawsze są grzeczne.
Tymczasem z kąpieli wyszedł Królik i rozbrykany zaczął skakać po łóżku. Najnowsza kontuzja Mamy wzięła się ze spektakularnego króliczego skoku wprost na maminą rzepkę, więc przerażona Mama na Myszogrodzie podwinęła kończynę wołając:
- Nie można już skakać po mamie, wiesz Króliczku?
- No! - dodała Mysz - Tylko na niej leżeć!
Królik rzucił okiem na jedyne pozostawione przez Mysz miejsce na Mamie gdzieś pomiędzy ramionami i brodą i jednym susem dosiadł nowego rumaka, chwycił za lejce (udające dotychczas ramiączka koszulki) i radośnie podskakując zakomenderował:
- Wio, koniku, wio!
Słyszałam, że przed snem dobrze jest dzieci wyciszyć. Łatwo powiedzieć!

16.10.10

Tacierzyństwo w istocie

- Nikt nie ma takiego tatusia pomysłowego jak ja! Zawsze zrobi coś pomysłowego, żebym się zdziwiła!

Dlaczego dzieci nie jadają obiadków?


- Czy dzieciaczki lubią ziemniaczki? - spytał Króliczka Tuś przygotowując obiad.
- Nie!
- Nie? - zdumiała nas odpowiedź, bo Królik ziemniaczki uwielbia.
- Nie! Tylko oziechy! - zakrzyknął ochoczo rozłupując kolejną pistację.

15.10.10

Wielka chwila

Śniadanie. Postawiłem przed Natalią miskę, przed Franiem drugą. Nalałem Natce mleka.
- Ja sama! - Myszka wsypuje sobie czekoladowe muszelki. Czajnik pstryknął, poszedłem zalać herbatę. Wracam. Przed Franiem stoi miska mleka z płatkami. Zupełnie nie pamiętam, kiedy mu... Natka?!
- Dałam Franiowi mleko z płatkami, bo też chciał.
I co z tego, że za chwilę zaczęli się tłuc. Za każdym razem kiedy się pokłócą, ta chwila stanie mi przed oczami. Mam nadzieję.

12.10.10

- Tato, chooodź! Przez ciebie robię się leniwa!
Od kiedy Mamę na Myszogrodzie unieruchomiła stara kontuzja, wszystko jest na głowie Tusia i ciężko mu czasem nadążyć, ale obawiam się że lenistwo zadomowiło się w naszej Myszy jednak znacznie wcześniej ;)

18.8.10

Macierzyństwo w istocie

- Mamusiu, wszystkie moje koleżanki chciałyby mieć taką mamę jak ja mam! Jesteś taka śliczna! Tak cię kocham!
...
- Nie oddam cię nikomu mamusiu, bo cię kocham! I taty też nie oddam nikomu, bo go kocham! I Frania nie oddam nikomu, bo go kocham! I Melona też nie oddam nikomu. O, i Magnusa też nie oddam nikomu, bo go kocham!
- Pięknie! A ty Franiu?
- Nie ja oddam też! Kocham!

15.7.10

My tu gadu, gadu...

... a tymczasem skończyłam dziś 33 lata!





















Niebawem pojawią się tu liczne zdjęcia już niemal archiwalne, ale prosimy jeszcze o odrobinę cierpliwości.

A od tygodnia Natka ma już 4 latka!
Degustacja urodzinowego torciku na wakacjach:

26.6.10

Okrutna ciekawość Taty

Jak ostatnio przypomniał mi post Tomaszowej, dzieci całkiem sprawnie rozróżniają świat zabawy i realny. Czteroletnia Mysz, bawiąc się syrenkami:
- I sklep się na nie zawalił, i zginęły. Ale przyjechał pan doktor i je wyleczył.
- Myszko, a pamiętasz tego ślimaczka, którego rozdeptałaś?
- Tak...
- Myślisz, że gdyby przyjechał pan doktor, to by go wyleczył?
Natka powoli pokręciła głową, patrząc na mnie smutno.

PS Ale przyznam, że to nie tylko ciekawość, liczę też, że tego więcej nie zrobi.

23.6.10

Mama na piątkę... yyy... piątek

- Lalala, mama, lalala - poprosił w samochodzie Królik.
- Mam zaśpiewać tę piosenkę?
- Tak!
- "ooo, friday night, something to remember" - dołączyłam do refrenu starego hitu
- Mamusiu! To piosenka o tobie, słyszysz? - wykrzyknęła radośnie Mysz
PS. Tekst piosenki jest zupełnie inny, ale dla Mamy na Myszogrodzie właśnie taki pozostanie na zawsze :)

3.6.10

wyrwane z kontekstu, c.d.

- Mamo, twoje śpiewanie bardzo pasuje do tej piosenki! - co za ulga ;)
---
- Zobacz, ta chmura wygląda zupełnie jak nasz samochód! Albo jak dinozaur! - albo czegoś nie wiem o dinozaurach albo źle się przyjrzałam naszemu autku.

31.5.10

Cuda

- Mama, cieśśśś - udało mi się w końcu dobudzić Króliczka. Mysz tymczasem twardo się nie daje i siłuje się ze mną, naciągając głębiej kołdrę.
- Cześć, kochanie - nagradzam Królika matczynym uśmiechem - Czy to mój piękny cud poranka?
- A tu ja, twoja cudowna córeczka... yyy... nocy - budzi się nagle Mysz.
- Tak, to ty, kochanie.
- No to dawaj kołdrę!

26.5.10

Reguła numer jeden

Gramy w Czarnego Piotrusia. Natka w kółko wygrywa. W końcu Królik się znudził i poszedł bawić się autami.
- Skoro Franek już nie gra, to może zagramy w rulonika.
- A na czym ta gra polega, Myszko?
- Jedna osoba trzyma wszystkie karty, a inni jej zabierają.
- A kto wygrywa?
- Yyy... Ja!

22.5.10

Królik doświadczalny

- Franiu, chcesz spróbować Ajvaru? - poznawczo spytał Tuś
- Zgłaszam protest - stwierdziłam spokojnie.
- ?
- Nie mogę zabronić, ale zgłaszam protest. Uważam, że to zły pomysł.
- Ale próbowałaś tego? To jest łagodne.
- Nie, ale to śmierdzi jakby było gorzkie, kwaśne i ostre. Nie zrobi mu krzywdy, ale będzie mu przykro, jak mu się ten smak po buzi rozleje.
- To nie jest gorzkie. Ma w składzie paprykę, pomidory i bakłażan.
- O, a może zrobimy musakę? - wpadłam nagle na świetny pomysł.
- No wiesz! On jest za mały, żeby pić sake!

21.5.10

Cierpliwa Myszka

Natka zauważyła u babci w domu przenośny stopień.
- Babciu, dlaczego to tu stoi?
- Bo ja jestem malutka i muszę czasem na to wchodzić, żeby dosięgnąć.
- A dlaczego jesteś malutka?
- Bo nie urosłam.
- A, to musisz być cierpliwa. Ja cierpliwie czekam, aż urosnę i pójdę do szkoły

19.5.10

Miażdżący argument

Kiedy dochodzi do wymiany opinii, półtora roku robi wielką różnicę.
- Mamo, coś tu śmierdzi! Franek zrobił kupę!
- Nie, mama, ja nie kupa, nie ja, nie ja!
- Tak, ty zrobiłeś kupę!
- Nie, to Melo, to Melo [Melon, nasz pies]
- To nie Melon, to ty!
- Nie ja! To Melo!
- To nie Melon! Czy widzisz tu jakiegoś psa w samochodzie?
[a wszystko przez jednego małego bączka]

9.5.10

Królicze skoki

Franio rozwija swój słownik metodą króliczych skoków. Od dwóch miesięcy nic, nic i nic, a potem w ciągu tygodnia:
paluk (pająk)
siuś (wąż)
posie (proszę)
szpak (taki ptak)
pasy! (gdy Tata zapomni zapiąć w samochodzie)
kukułka! (pobudka!)
gok (dog - czasem po angielsku jest łatwiej)
bik (byk, bardzo groźny z Baranka Shauna).
No dobra, dwa ostatnie to nam się przypomniały z ostatniego może miesiąca, ale dla równowagi pierwsze cztery to żniwo ostatnich dwóch dni.
Trzymamy kciuki. Skacz dalej, Króliczku!

1.5.10

Samolot

Rozmawiając z dziećmi, nie stosujemy zdrobnień, staramy się mówić w sposób prosty, ale zawsze jasno przedstawiając sytuację. Dlatego kiedy w tamten poniedziałek Natka wyruszyła do przedszkola, byłam spokojna, że wie, co się dzieje, dlaczego wszyscy są trochę bardziej smutni, czemu panuje przygnębienie.
We wtorek, zaniepokojona doniesieniami o katowaniu dzieci w przedszkolach transmisjami z lotniska, zapytałam jednak Panią, jak przebiegł tamten dzień. Na szczęście nasze Panie mają poukładane tu i tam, więc po prostu porozmawiały z dziećmi i wyjaśniły im, kim była para prezydencka.
- Ale wie pani, dzieci generalnie mówiły, że "samolot bam" - z nutką skargi powiedziała Pani.
Duma mnie rozparła - przecież Natka tak pięknie się wysławia, że w życiu by tak nie powiedziała. I wtedy przypomniało mi się, jak w sobotę rozmawiała z Babcią przez telefon:
- Wiesz Babciu, spadł ten samolot i tam był ten ksiądz i oni wszyscy zginęli i wiesz co? - tu nagle uderzyła w rozpacz - i już nigdy nie pójdziemy na zakupy!
Oj Mamo ty na Myszogrodzie, nigdy nie jest za późno na odrobinę pokory.

29.4.10

Córeczka...


... Tatusia

... Mamusi

26.4.10

Warci siebie :)

- Koniec kąpieli! Ile razy wam mówiłam: nie wolno pić wody z wanny!
- Ale mamo, przepraszam...
- Teraz nie ma przepraszam!
Po chwili Franio też wylatuje z kąpieli za solidarne prukanie na mamę (czyli wydawanie obraźliwych odgłosów paszczą). Winowajcy siedzą na łóżku owinięci w ręczniki i kołdry.
- Ktooo mnie przytuuuli... Tato, przytul mnie! - zawodzi Mysz.
- Trzeba było nie pić wody z wanny! - poucza Tata. - A ty Franiu nie prukaj na mamę! - młodszy winowajca słucha i z powagą przytakuje przy co drugim słowie. Tata nie wytrzymuje i ucieka z pokoju, ale dzieci i tak zdążyły zauważyć, że nie może powstrzymać uśmiechu. Teraz podskakują i odbijają się od siebie jak wańki wstańki.
Manipulatorzy!
Ale znaleźliśmy na nich sposób. Magicznie skuteczny w wypadku Myszy, zupełnie nie działa na Królika. To naklejki za grzeczność przez cały dzień - za siedem sztuk jest upragniona zabawka.
Przekupstwo kontra manipulacja - niedaleko pada jabłko od jabłoni... ;)

7.4.10

- Franiu, dlaczego masz tutaj takie zadrapanie? - spytała zatroskana Mysz - Byłeś u dyrektorki? I dała ci zastrzyk?

6.4.10

Miś poranny, miś brutalny

- Halo? To ja, twoja córeczka! Franek jest misiem poralnym, a ja jestem misiem brutanym! A mama jest misiem włochatym. Takim czarrnym!

5.4.10

Kłopoty z zasypianiem

- Mamo! Franek nie chce spać! Ciągle coś remontuje przy oknie!

27.3.10

Piosenka musi posiadać tekst

W samochodzie Mysz śpiewa na zaimprowizowaną nutę:
"Bo to straszne jest
Bo ja ciebie kocham
A ty mnie nie lubisz
La la la la la..."

Mamy nadzieję że to tylko taki tekst... Ona nie ma jeszcze czerech lat!

Opowieści toaletowe

- Kochanie nie wchodź, robię siusiu.
- Ale ja też chcę siusiu, mamusiu.
- No to chodź.
(...)
- I jak, zrobiłaś już siusiu?
- Nie.
- Oj, to co, czekamy jeszcze na siusiu?
- Nie trzeba, wiesz? Bo ja nie chcę siusiu. Chciałam cię tylko odwiedzić w łazience.

21.3.10

Punkt widzenia

- Mamo, tu nie ma nikogo dorosłego!
- Jak to? A ja?
- Nooo, ty jesteś dorosła i ja... troszkę jestem dorosła, ale Franek nie jest wcale dorosły!

20.3.10

Na co komu pieniądze?

- Mamusiu, kupisz mi zabawkę?
- Tak kochanie, ale najpierw muszę zarobić na nią pieniądze ["pieniążki" oznaczają bilon albo walutę zabawkową, więc z premedytacją nie używam].
- To może... dwie mi kupisz od razu?
- A może dwie zabawki - jedną dla Ciebie, jedną dla Frania?
W tym momencie babcia otworzyła portmonetkę i podała Myszce banknot. Myszka płynnym, wyjątkowo wdzięcznym ruchem wyciągnęła rękę do babcinej portmonetki.
- Może dwa od razu mi dasz?
--
- Wychodzisz mamusiu?
- Tak kochanie, mam lekcję.
- Dobrze, to zarób pieniądze na moją zabawkę. Albo może na dwie, to jedna będzie dla Frania.

19.3.10

The question of approach.

Boczy mouse, because it prohibited the naked pupa to sit on the cold floor. Explain:
- Honey, but that's because I do not want you to later ill. It is with love.
- NOT! This... yyy... with brzydości!
--
Talking to Tusi:
- I'll give you a lot of chewing gum. As a reward. But you can not eat too much dinner!

(W internecie natknęliśmy się na googlowe tłumaczenie wpisu z czerwca i tak nas ujęło, że nie mogliśmy się powstrzymać od powtórzenia go tu, kiedy już przestaliśmy się turlać ze śmiechu)

14.3.10

- Teraz ja, teraz ja, teraz ja! - woła rozbawiona Mysz - Franeczku, zejdź z mamusi, teraz ja chcę na niej poskakać!

13.3.10

- Synku, dlaczego telewizor jest wysmarowany kremem?

10.3.10

Wojna

- Myszko, a co się stało, że był taki płacz?
- No bo mnie przewrócił!
- A co się stało, że Franio ma czerwony policzek?
- No bo go niechcący szczypnęłam.
- Jak to niechcący?
- No niechcący go szczypnęłam, jak była walka.
- Jak CO było?
- No wojna jak była.

28.2.10

Kolejność

- No, kończymy kąpiel, dzieciaki.
- Mamo, zapomniałaś umyć zęby!
- No tak, dziękuję Myszko.
- Nie! Moja szczotka pierwsza!
- Ale Myszko, tym razem pierwszą chwyciłam Frania.
- Ale ja tu jestem KRÓLOWĄ!

23.2.10

Mamo, nie słyszę kołysanek

Mysz przestała nas słuchać. Trzeba było się nieźle nakrzyczeć, żeby zwróciła na nas uwagę. Bardzo mnie to denerwowało - bunt buntem, ale to już była przesada. Zaczęłyśmy się wzajemnie karać. Ja karałam ją za to, że mnie ignoruje - ona karała mnie zasmuconymi oczętami. Serce mi pękało, ale trzymałam się myśli, że nie może robić, czego tylko chce, nie wolno jej przecież rozpuszczać.
Krnąbrności towarzyszyła osowiałość. Nawet panie w przedszkolu mówiły, że nie słucha, że jest jakaś nieswoja, że nawet zasypia na leżakowaniu (!). Jednocześnie Myszka wtulała się w nas bardziej niż zwykle.
- Nie chcę chodzić do przedszkola! Nigdy już nie pójdę do przedszkola! - tego było już dla mnie za dużo.
- Dlaczego, Myszko, co się dzieje w przedszkolu, że nie chcesz tam iść?
- Nooo nie lubię chłopaków! Iii panie już nie mówią do dzieci.
Już wtedy powinnam się była domyślić, ale dopiero wieczorem dostałam w głowę młotkiem:
- Mamo, nie słyszę kołysanek.
Wtedy do mnie dotarło - Myszka źle słyszy.
MYSZKA ŹLE SŁYSZY!!!
Nagle wszystko zaczęło pasować. Jej brak zrozumienia dla mojej złości, osowiałość, brak reakcji na pytania pań w przedszkolu.
Przeprowadziłam test. Stanęłam tuż za plecami Myszki i zapytałam:
- Chcesz Mambę?
- Taaaaak! - krzyknął Franio stojący w oddali. Mysz nie odezwała się. Pokazałam jej Mambę:
- Taaaaak! - rozpromieniła się.
- Myszko kochana, jak Twoje uszka? Jak mnie słyszysz?
- Ktoś zabrał mi dźwięk.
Teraz zamiast mówić i wołać, zwracaliśmy jej najpierw uwagę dotknięciem. Wszystko się nagle zmieniło - patrzyła na nas zdziwiona, ale uśmiechnięta.
W poniedziałek pojechałyśmy na laryngologię do Szpitala Bielańskiego. Musiałyśmy co prawda poczekać, aż pan doktor skończy operować, ale nic nas nie odstraszało. Mysz przez ponad godzinę wtulała się we mnie cichutko - niewiarygodne, bo jak 3,5-latka wytrzyma 15 minut bez ruchu, a co dopiero godzinę?
- Mamo, tylko powiedz, że ja słabo słyszę, dobrze? - wyszeptała zawstydzona Myszunia na widok doktora.
Uszka i nosek co prawda były czyste, ale ostatnie ciągnące się infekcje spowodowały obrzęk trąbek słuchowych.
Zabieg był prościutki, choć nieprzyjemny. Myszka się rozpłakała, ale po chwili rozpromieniona wołała:
- Mamo, słyszę te panie! Mamo, słyszę instrumenty!
Świat zupełnie się zmienił, nagle wszędzie było jej pełno - siedzenie u mamy na kolanach? Szkoda czasu! Tyle się wokół dzieje!
To było tylko kilka dni, ale ciężko mi poradzić sobie z myślą, że choć jeden raz Mysz została ukarana niesłusznie. Jak to możliwe, że nikt z nas się od razu nie zorientował?
Wieczorem Królik szalał przed pójściem spać - biegał, krzyczał, skakał, śpiewał.
- Mamo! Powiedz mu coś! Ciszej trochę, no! Bo uszy mi pękają!

15.2.10

Nocna przytomność

W środku nocy obudził nas płacz Króliczka. Zrywam się:
- Już idę, Franiołku.
- Mamo, powiedz - rozlega się z głębin naszej pościeli szept na wpół śpiącej Myszki. Znów nie zauważyliśmy, kiedy do nas przyszła.
- Co mam powiedzieć, Myszko?
- "Lecę, pędzę" - przypomniała mi mój sztandarowy okrzyk pędzącej środkiem nocy mamuśki.
--
- Franio zasnął - mówi Tuś, wychodząc z dziecięcego pokoju.
- Ja jeszcze nie idę - Mysz wciąż się kręci, więc nie mogę wyjść.
W ciszy Myszka wtula się we mnie:
- Dziękuję.
- Za co mi dziękujesz, kochanie?
- Że nie powiedziałaś: "przyjdź po mnie za chwilę".

Logika

- Nie chcę tu Frania! Ja go nie lubię!
- Natko! Dlaczego tak mówisz?
- Bo ja nie lubię chłopaków!
- Rozumiem, masz prawo nie lubić chłopaków, ale Franio to Twój braciszek, nie możesz być dla niego taka niedobra.
- Ale jak Franio może być moim braciszkiem, skoro tak rozrabia?
Hmm... Jakby się tak głębiej nad tym zastanowić, to może właśnie dlatego?

31.1.10

Cukiernicze początki

Jest takie ciasto, nazywa się ambasador. Niektórzy mogą je znać jako murzynka, ale ambasador brzmi dostojniej. Przyniosła je do liceum na koniec szkoły Przyjaciółka Mamy na Myszogrodzie. Nie wypadało tak ciągle prosić o przyniesienie kolejnego, trzeba było osobiście zabrać się do pieczenia. Choć Mama na Myszogrodzie uważała wówczas, że niczego w kuchni wyczarować nie potrafi, przepis na szczęście był tak prosty, że wyszedł i do dziś wychodzi nawet pomimo pewnych usterek. Tak zaczęło się wielkie cukierniczenie.
Wczoraj Tata na Myszogrodzie został w domu pilnować przychówku, podczas gdy Mama pojechała zarabiać pieniądze. Miał tylko rozpuścić składniki ambasadora i zostawić do ostygnięcia... ale ciekawość była silniejsza. Widać Tata ma gdzieś głęboko ukrytą żyłkę hazardową.
Kiedy Mama wróciła do domu, już na klatce schodowej wiedziała, co się stało. Wiedziałaby, nawet gdyby miała katar i cudowny zapach jej nie uprzedził, Tata uśmiechał się bowiem jak kot, który wypił śmietanę i zakąsił sperką.
- Jak cudownie! Pięknie ci wyrosło! A wiesz, jak ja pierwszy raz je robiłam, to mi wykipiało, bo wsypałam cały proszek do pieczenia, a wystarczy łyżeczka.
- Jak to, przecież w przepisie jest "wsypać... proszek do pieczenia..." - Tata czytał przepis i im głębiej zagłębiał się w składniki, tym bardziej wyglądał jak kot wyciągnięty z przerębli.
"1 margaryna (my dajemy masło)
2 szklanki cukru
1/2 szklanki mleka
1 i 1/2 szklanki mąki pszennej
1/2 szklanki mąki ziemniaczanej
2 łyżeczki proszku do pieczenia (wystarczy jedna, a właściwie to nawet szczypta)
3 cukry waniliowe
3 łyżki kakao (albo dwie tabliczki gorzkiej czekolady)
4 jajka (były trzy i też wyszło)
Margarynę, cukier, mleko, cukier waniliowy i kakao (w naszej wersji czekoladę) rozpuścić, ostudzić, zostawić 1/2 szklanki na polewę, do reszty po ostudzeniu dodać mąkę i proszek do pieczenia. Ucierając na jednolitą masę, dodawać jajka. Piec około 45 minut."
Prawda że proste i nic się nie może nie udać? Wystarczy czytać ze zrozumieniem...
Na szczęście Tatowy proszek był widać zleżały, bo ciasto nie tylko nie wykipiało, ale i na języku robiło całkiem przyjemne wrażenie, po chwili dopiero zostawiając dziwny, metalicznie-garbnikowy ślad. Zdjęcia ciasta nie ma, bo wszystko zjedzone, między innymi przez tych, co na zdjęciu.

Aha! Ponieważ nie mieliśmy wanilii ani cukru waniliowego, powstał ambasador Indii - z kardamonem i cynamonem (po 1/2 łyżeczki) oraz pięcioma utartymi w moździerzu goździkami.
W fazie przedprototypowej są jeszcze ambasador Białorusi (szklanka miodu zamiast 1/2 szklanki cukru i 1/2 szklanki mleka, plus nieco mleka w proszku), ambasador Meksyku (chili!), oraz ambasador Hiszpanii (skórka pomarańczowa).
Za przepis bardzo dziękujemy Kornelii, a przede wszystkim jej Mamie, bez której nigdy nie powstałby wspaniały, pożółkły zeszyt pełen przepisów.

24.1.10

Po czym poznać wróżkę?

Zapaliły się Myszce spojówki. Ostro niestety, więc krople z antybiotykiem ruszyły na pomoc.
Przez kilka dni oczka dzielnie znosiły kropelkowe aplikacje. W końcu jednak miały dość.
- Mamo, a może moje spojówki już się odpaliły? - pytała z nadzieją Myszka.
- Już prawie są zdrowe, jeszcze tylko kilka razy zakropimy i będzie dobrze.
- Jestem wróżką, wiesz? Proszę pani, jakie zrobić czary?
- Na razie, proszę pani, czary zakropienia oczu.
- Ja, wróżka, mam zażyć kropelki? NIE MA MOWY! My, wróżki, nie zażywamy kropelek do oczu!
No tak, po co jej kropelki - przecież każde dziecko wie, że wróżkę poznaje się po błyszczących oczach!

20.1.10

Kwestia perspektywy

Telefon. Ciocia M. Szczęśliwa mama i babcia. Mówi, że ma kłopot, bo we wtorki zajmuje się Wnuczkiem, a musi akurat być u Wnuczki i prosi o małą pomoc.
- We wtorki muszę być u Wnuka, bo Córka ma zajęcia ze swoimi studentami.
No jasne, pomyślałam gorzko, ona się może rozwijać, kontynuować swoje pasje, a ja?
- Ale teraz akurat powinnam być u Wnuczki, a Syn ma to swoje zebranie rady nadzorczej.
Nie dość że się realizuje, to jeszcze pewnie nie musi martwić się o finanse. Że też innym tak się wszystko układa, no!
- Bo wiesz, powinnam tam być, bo Wnuczka skończyła już roczek i wreszcie można przeprowadzić na niej ten zabieg.
Jaki zabieg?! Ja nic nie wiedziałam! Co się stało?
Wada wrodzona, tylko nie mówili, bo i po co.
- No i wiesz, Wnuczek został zdiagnozowany. Niestety MA autyzm.
* * *
- Mam tylko trzy latka, jestem jeszcze mały - zaśpiewała Myszka - ale już umiem dużo, dużo wiem. Głośniej, dzieci, żeby was wszystkie babcie słyszały! - skarciła lekko kucyki, które za słabo jej wtórowały. Ćwiczy przed Dniem Babci, szczęśliwej Babci.
Tak łatwo zapomnieć, ile mamy szczęścia.

19.1.10

Codziennych trudów część druga

- Myszko, kochana, zaspałyśmy!, Myszko, Myszko! O, zobacz, Melonik do nas przyszedł!
- Maaamoooo, tylko nie mów tego słowa!
- Jakiego słowa?
- "Obudź się".

16.1.10

Pochwała przed frontem kompanii

- Proszę bardzo. Nie ma tu już nic zielonego, Myszko, bo wyjadłem wszystkie brokuły.
- Dziękuję. Jesteś bardzo dzielnym tatusiem.

8.1.10

Trzeba mieć priorytety

- Natka! - huknęło jak z armaty. Mysz okrągłymi oczami spojrzała na tatę, któremu chyba coś odbiło, bo ona przecież siedzi sobie grzecznie na sedesie i siusia.
- Dlaczego mnie nie zawołałaś! Trzeba było mu coś powiedzieć! Zobacz, co narobił!
Faktycznie - brudna woda z wiadra rozlewała się wielką kałużą z mopa, którym Królik na wzór taty próbował myć podłogę w łazience.
- On jest mały, a ty powinnaś krzyknąć "Franiu, nie wolno"!
***
Tego wieczoru Tata na Myszogrodzie wzdychał i stękał, jakby był to wieczór wigilijny z jego kilkunastoma potrawami. Wreszcie przemówił do swej małżonki w te słowa:
- Nie możemy od nich oczekiwać, żeby donosili na siebie, prawda?
- Prawda. Już lepiej niech przeciw nam spiskują.
I na tym na razie stanęło.

7.1.10

Trudy życia codziennego


- Ktoś mnie ciągle budzi i budzi rano, a ja lubię sobie spaaać - poskarżyła się Mysz idąc wieczorem do łóżka.

2.1.10

Sto lat Króliczku, sto lat!


1.1.10 Króliczek skończył dwa lata!
Wszystkiego najlepszego, Synku!