1.7.08

Przeczekać macierzyństwo

Swoimi narodzinami Mysz zwaliła mi na głowę całe niebo Galów. Zupełnie nie byłam na to gotowa. Przypuszczam, że dlatego, że dawniej nie planowałam dzieci. Wymyśliłam sobie, że będę starą panną, więc nie musiałam się do macierzyństwa przygotowywać. A to duży błąd. Gdy urodziła się Myszka, byłam najszczęśliwszą mamą na świecie, ale po kilku dniach wydało mi się, jakbym nagle straciła swoje życie, jakbym nagle została wykreślona ze światowych planów. Mysz oczywiście była najpiękniejszym dzieckiem na świecie, więc nic dziwnego,że wszyscy się zachwycali. Ale wizyty się kończyły i każdy wracał do siebie, do swojego życia. Nawet Tuś wychodził co rano do pracy. A ja? Ja tkwiłam wciąż w tym samym miejscu. Nie mogłam się wyspać, nie mogłam pójść do pracy, nie mogłam wyjść na zakupy, na kawę, do fryzjera, nawet na Mszę. Moje potrzeby nagle przestały się liczyć. Zupełnie jakbym przestała istnieć. Stałam się dzioborożcową. Znajomi gdzieś zniknęli. Pociąg życia pognał przed siebie, a ja zostałam na stacji Dziecko i wyglądało na to, że zostałam na niej zupełnie sama. Czułam się oszukana – to nie tak miało przecież wyglądać!
Owszem, czułam też tę wielką, bezgraniczną i bezwarunkową miłość, jaką mogą nam dać tylko dzieci, a jednak pogrążałam się w wielkim rozczarowaniu. Targały mną sprzeczne uczucia. W jednej chwili byłam w euforii, bo nasze Cudo było tak fascynujące, a za chwilę czułam w sobie bezdenną pustkę, wielką dziurę po własnym życiu. Miałam przecież tyle planów, chciałam zwiedzić tyle miejsc, nauczyć się tylu rzeczy, obejrzeć tyle filmów… Zamiast tego było ze mną „tylko” to Maleństwo. Przychodziły mi do głowy myśli, których dziś nawet nie mogę sobie wyobrazić. Zniknął wszelki sens – jego miejsce całkowicie wypełniła Mysz. Wszystko było dla niej, wszystko było przez nią. To było nie do zniesienia. Zupełnie nie mogłam sobie z tym poradzić. Tuś robił co mógł, żeby mi jakoś pomóc, ale niewiele wiedział o tym co działo się we mnie,bo wstydziłam się przyznać do własnych uczuć i myśli nawet przed samą sobą. Pogrążałam się w niechęci do siebie, innych, całego świata.

Było mi ciężko, uważałam się za złą matkę, bo kiedy wszyscy cieszyli się moim Maleństwem, ja tak bardzo pragnęłam żeby było już duże i… zwyczajnie już mnie nie potrzebowało. Chciałam zaszyć się gdzieś na czas dzieciństwa mojej własnej córeczki! Nie mogłam pogodzić się z tym, że tyle rodzin tak bardzo pragnie mieć dzieci i nie może podczas gdy ja dawniej nie chciałam, a teraz proszę: pstryk i Mysz! Co zrobiłam, żeby na nią zasłużyć? Co mogę zrobić, żeby jej teraz te narodziny wynagrodzić? Zadawałam bezsensowne pytania, czy Mysz już wie, że ja się na mamę nie nadaję, czy mi to kiedyś wybaczy? Moją „ułomność” starałam się wynagrodzić Myszce ogromną czułością, największą na jaką było mnie wtedy stać. Chciałam, żeby wiedziała, że choć nie radzę sobie jako mama, to kocham ją najmocniej na świecie i nie ona jest winna mojej porażce.

Dziś czuję wstyd. Nie za swoje myśli, tylko za to, że nie poprosiłam wtedy o pomoc. Za to, że nawet przed sobą nie chciałam się przyznać do tego, jak bardzo było mi ciężko. Za to, że o mało nie umknęło mi coś najcudowniejszego na świecie – Mysie Dzieciństwo!

Teraz, kiedy obok Myszy śpi sobie Królik, wiem jak bardzo ważne jest, żeby dać mamie, każdej mamie, szansę tęsknoty. By każda mama mogła choć przez chwilę zatęsknić za swoim maleństwem. Trzeba mam słuchać i nie wolno bagatelizować ich smutków ani zrzucać wszystkiego na rozszalałe hormony. Bycie mamą nie jest proste – przez cały czas trzeba pracować na najwyższych obrotach, a nasze maluszki wyczerpują i psychicznie i fizycznie. Pozwólmy sobie mieć ich czasem dosyć! To normalne, że myślimy sobie„co znowu?” albo „a ten czego znów chce?” Kolejna nieprzespana (albo przespana w dziwacznej, zbolałej pozycji) noc daje nam prawo w ten sposób pomyśleć. Nie czyni to nas złymi, wyrodnymi matkami! Za chwilę popatrzymy na to nasze małe, najpiękniejsze na świecie maleństwo, które nie może czekać i musi przytulić się właśnie wtedy gdy wreszcie znalazłyśmy chwilę, żeby pójść do toalety i wiemy, że oddamy za nie wszystko!

Miałam ogromne szczęście, ocknęłam się jeszcze zanim było za późno, zanim moje Maleństwo wyrosło i odeszło. Dzięki temu mogę odczuwać dziś radość bycia mamą. Jakie to cudowne, kiedy na odgłos grzmotu Mysz woła ze szczęściem w oczach i pokazując na niebo „buzia! leci! gózie!” Jakie to fantastyczne, kiedy Królik wygina się w objęciach Tusia, żeby choć przez chwilę popatrzeć mi prosto w oczy i uśmiechnąć się całą szerokością swojej bezzębnej jeszcze paszczy! Jak strasznie byłoby tego nie widzieć.

Patrzyłam dziś jak Tuś wybiera się z dziećmi na spacer. Z jednej strony cieszyłam się, że wychodzą, bo przecież chodziło o to, żeby odciągnąć wszędobylską Mysz od żelazka kiedy musiałam sprasować elementy dziecinnego bajkowego namiotu. Z drugiej strony tak bardzo chciałam palnąć całe to prasowanie (choć dla nich przecież ten namiot) w kąt, biec za nimi i wytulić te nasze Kruszątka.

Dziś wiem, że depresja poporodowa jest zwyczajną chorobą, której nie wolno ukrywać i którą trzeba leczyć. Nie trzeba być księżną Dianą, by na nią zapaść, dlatego nie wolno się jej wstydzić. Dzieciństwo naszych maluszków jest za krótkie na to, żeby tak bezsensownie marnować ten przecudny, jedyny czas!