24.5.08

Działka

Pewnego dnia odwiedziła nas moja mama. Przyszła zwyczajnie, po pracy, do ukochanych wnucząt. Stanęła sobie przy mnie ot tak i jak gdyby nigdy nic zagaiła:
- Wiesz, u nas w pracy jeden pan działkę chce sprzedać.
- Acha - odpowiedziałam grzecznie i dalej zmywałam naczynia.
- Wiesz, to całkiem niedaleko, przy (i tu nazwa pobliskiej ulicy) - dodała niezrażona moją obojętnością.
- O, ciekawe - brak zainteresowania wyraziłam najuprzejmiej jak umiałam (wiadomo - babcie, stworzenia delikatne, nie należy zbyt często przykrości im sprawiać).
- No, może byście kupili, to niedaleko - nie dawała za wygraną.
- Tak mamo, ale wiesz, nie mamy czasu. O działkę trzeba dbać, a tu dzieci... Zmarnowałaby się tylko, to nie dla nas.
- Wiesz, właściwie to ja też temu panu odradzałam - stwierdziła lekko tylko urażona mama i pobiegła do Myszki. Temat wydawał się zamknięty.
Wieczorem usypiałam Mysz i nagle zaczęły nawiedzać mnie wizje uszczęśliwionych MysiKrólików biegających tam i z powrotem po przezielonej, równiutko przyciętej trawce, zjeżdżających z ogrodowych zjeżdżalni, szalejących w piaskownicy, basenie, na huśtawce... Nie, nie, przecież Tuś ma przecudną działkę pod miastem, gdzie spotykamy się z całą rodziną i generalnie świetnie bawimy - nie, nie, kolejna działka nie jest nam potrzebna! Zdecydowanie nie!
Ale te dzieci, co zjeżdżają i zjeżdżają... i w basenie pląsają... i jeszcze ta piaskownica...
- Wiesz Tusiu, mama mówiła, że u niej w pracy jeden pan chciałby sprzedać działkę niedaleko.
- O - bardzo uprzejmie wyraził swój brak zainteresowania Tuś...
To było nieco ponad dwa tygodnie temu. Dziś NASZA działka wyposażona już jest w dwa brodziki (bo nie mogliśmy się zdecydować czy będzie w nich woda czy piasek) z czułkami i ciałkiem biedronki, huśtawkę, wiszący fotel-kokon z "elementem dmuchanym", moskitierę i wielkie nasze nadzieje. Przez cały wczorajszy dzień Tuś szalał po naszych włościach z glebogryzarką, a dziś resztką sił grabił, siał trawę i znowu grabił (nie zapominajmy o utuptywaniu :D).
Kiedy w nocy zaczynałam opisywać naszą przygodę z działką, umęczony całym dniem gryzienia gleby Tuś zerwał się z głębokiego snu i powiedział:
- Właśnie śniło mi się, że kręcisz film o tym, jak Królik kupuje działkę!
- Ooo - wyraziłam swoje wielkie zainteresowanie.

23.5.08

Trzeba to zapisać!

W Myszogrodzie mieszka nas czworo. Jest Mysz, Królik, Tuś i oczywiście ja. Każdego dnia przytrafia nam się coś, czego nie chcemy zapomnieć. Wysyłam zapracowanemu Tusiowi notki o naszych codziennych cudach, a on niezmiennie powtarza "trzeba to zapisać!". Na papierze próbujemy już od dwóch lat, ale niestety od kilku miesięcy nasza niespełna dwuletnia Mysz na widok długopisu rozpromienia się i woła "pisze, pisze, pisze", co niezmiennie oznacza wyrywanie z jej maleńkich mysich łapek drogocennego zeszytu z zapiskami dla pamięci. No cóż, komputera przecież nie zabierze - zapisywanie więc czas zacząć.