13.9.08

Uznanie w oczach Myszy

Dałam Natce wieczorne mleko. Takie samo, jak zwykle. Wzięła kubeczek, spróbowała, popatrzyła na mnie i powiedziała:
- Niezłe. Całkiem niezłe.

10.9.08

Mama Chwalipięta

Pewien ksiądz opowiadał ostatnio o swoim starym kazaniu. "Takim o miłości, bo wszystkie kazania są o miłości". Poprosił dzieci, żeby powiedziały do mikrofonu jak ich rodzice zwracają się do siebie. Tłumaczył, że słuchając nas, rodziców, uczą się codziennych, zwyczajnych przejawów miłości. Dzieci podchodziły i ochoczo cytowały klasyczne "kwiatuszki, serduszka, gwiazdeczki..." Aż tu nagle podeszło takie małe, przy którym ksiądz ledwie zdążył wykazać się refleksem i wyłączyć mikrofon przepuszczając tylko jedną inwektywę. Swoją opowieść zakończył tak:
- Zatem kochani, postarajmy się rozmawiać ze sobą i z naszymi dziećmi tak, żeby zawsze mogły podejść i odezwać się do mikrofonu.
Wracałam do domu i zastanawiałam się, jak też zwracamy się do siebie z Tusiem. Jak Myszka zwraca się do nas? Jak mówi do mnie? Nie mówi przecież "mamusiu" tylko "maaaamaa!", choć mówi też "Słonko" (musiała to przechwycić od Tusia). Ale jak jeszcze Myszka się do mnie zwraca? Nie mogę sobie przypomnieć.
Wchodzę do domu, a tu biegnie do mnie rozpromieniona Mysz, rzuca mi się na szyję, kładzie dłonie na moich policzkach i ściskając szczękę woła z radością:
- Jesteś, skarrrrrrrbie!

9.9.08

Mama

Króliczek nie poszedł w ślady siostrzyczki, nie powiedział "nie!"
Króliczek powiedział dziś "MAMA"

8.9.08

W samochodzie z MysiKrólikami

- Myszko, Franio śpi? - pytamy, bo w obecnym nosidełku Króliczek jeździ nie tylko za moimi plecami, ale jeszcze tyłem i tylko Natka ma dobry widok na jego buźkę. Franio trochę płakał w czasie jazdy i właśnie się uciszył.
- Śpi. Obudzić? - radośnie zapytała nasza usłużna Mysz.
--
- A co to jest? Popatrzmy - powiedziała Mysz wyciągając przed siebie mapę samochodową. Położyła ją sobie na kolanach, zaczęła po niej jeździć paluszkiem i oznajmiła - Tatusiu, pojedziemy tu, w lewo.
--
- Jesteś bardzo mądrą dziewczynką, Natalko - pochwaliłam nasze starsze dziecko.
- Cieszę się - odparła zupełnie nie zaskoczona.
--
Mysz porozrzucała w samochodzie wstążki-gwiazdki.
- Co za dziecko tak robi? - mitygował ją Tuś.
- Mądre.

7.9.08

MiniWysiłki MiniMini

Dziś będę zrzędzić - trudno, na każdego musi przyjść taki dzień. Będę zrzędzić, bo nic nie poradzę na to, że... słyszę głosy.

Mysz podrosła już na tyle, że dołączyła do grona widzów kanału MiniMini. Kanału dla dzieci, który "z malucha zrobi zucha".Większość puszczanych tu kreskówek rzeczywiście jest „bezpieczna” (z dokładnością do tego, że ja akurat ani kucyków, ani nurkujących stateczków, ani misia Ruperta nie uważam za bezpieczne – nigdy nie uznam, że bezpieczne dla moich dzieci może być coś, co aż tak ogłupia). Problem polega na tym, że nawet niezłe bajki są często psute przy adaptowaniu na nasz rynek. Wygląda na to, że ten "nasz rynek" jest tak maleńki, że w tworzeniu polskich wersji biorą udział ciągle te same osoby.Wystarczy posłuchać lektora przy napisach końcowych – ciągle te same nazwiska tłumaczy, redaktorów, obsady. A kiedy słyszę te sam głosy u kolejnych postaci, bohaterowie, a więc i same kreskówki przestają być dla mnie wiarygodne. Jeśli ktoś jest naprawdę dobry w tym co robi, jak na przykład Olga Bończyk, to mało kto zorientuje się, że raz jest Zjawą, a innym razem Mamą Mirabelle – ona po prostu jest świetną aktorką i genialnie wykonuje swoją pracę, a kiedy jeszcze zaśpiewa, to kapcie spadają jak nic. Jest jeszcze kilkoro świetnych aktorów - Jaś z Braci Koala na przykład wdzięcznie zmienia się w Króliczka Harry’ego na kanale Baby First, podobnie w cliffordowej Królicy trudno dopatrzeć się Mysi (Bracia Koala, a jakże). Taki Jarosław Boberek to już inna para kaloszy, bo jest bardzo charakterystyczny i trudno mu zmieniać głos. Tylko, że jego Krokodyl Arek jest tak fantastycznie uroczy, że właściwie wszystko inne można mu wybaczyć.

Ale są pewne granice, które jak dla mnie dawno już przekroczył Mieczysław Morański. Nie tylko ZAWSZE gra tak samo, nie tylko gra w niemal każdej kreskówce (jest i Franiem Koalą i Listonoszem Patem i jamnikiem z Clifforda i Bertem z ulicy Sezamkowej i Kociłapem i…), ale jeszcze gra po kilka ról w jednym serialu! Że też mu się wszystko nie pomiesza gdy w jednym z odcinków SamSama rozmawia jako Łóżkosikacz sam ze sobą, królem Marfem? Jak wielką trzeba mieć dziurę w dachu, żeby zgodzić się na taką fuchę? Zresztą pan Mieczysław jakoś generalnie mnie prześladuje – oglądam ostatnio „Niepochowanego” Marty Meszaros, a tam jeden ze współpracowników Imre Nagy’a (prawdopodobnie zakatowany później przez prosowieckie władze) odzywa się do mnie z ekranu głosem kogo? No pana Mietka oczywiście! W obsadzie był zresztą żelazny zestaw głosów kreskówkowych z Jarosławem Boberkiem i Anną Apostolakis na czele, ale jakoś tylko pan Morański dał się natychmiast bezbłędnie rozpoznać. Czy taki ktoś może jeszcze nazywać się aktorem? No tak, ale Edward Burns jest aktorem mimo gry jednym tylko grymasem, to dlaczego bronić panu Mietkowi miana aktora dubbingowego tylko dlatego, że nie umie zmieniać swojego głosu?

Może dlatego, że dzieci są szczególnymi odbiorcami. Nie wolno wciskać im chłamu tylko dlatego, że są dziećmi. Nie przeszkadza mi, że taki Andrzej Zieliński zdejmuje z siebie rolę twardziela z Ekstradycji, czy przystojnego doktora Pawicy i podkłada głos w reklamach. Właściwie nie przeszkadza mi nawet, kiedy żółw Franklin, a dokładniej jego głos, reklamuje płyn do mycia podłogi czy coś tam podobnego. Ale jeśli Mary Elisabeth po przerwie na reklamy staje się podwodną łódeczką albo towarzyszką kucyków i do tego wciąż jest tak samo denerwująca i beznadziejna, to dostaję szału! Czy dzieci są jakimiś gorszymi klientami? Czy dla nich nie trzeba już starać się porządnie wykonywać swojej pracy? Czy to naprawdę nikogo nie obchodzi, że one też mają uszy? Czy nikomu nie przyjdzie do głowy, że jak usłyszą złośliwego Łóżkosikacza albo gderliwego Berta, to mogą potem nie uwierzyć pomocnemu Franiowi Koali?

To oczywiście nie jest wina MiniMini (tak w każdym razie sądzę), bo te same kreskówki puszczają i inne stacje. Chciałabym tylko, żeby casting Studia Opracowań Filmów (Warszawa) przestał lecieć sobie w kulki i zabrał się wreszcie do roboty.

PS. Maciej Gudowski powiedział kiedyś, że lektor doskonale wykonuje swoją pracę, jeśli po zakończeniu filmu widz nie umie powiedzieć, kto czytał polski tekst.