10.9.08

Mama Chwalipięta

Pewien ksiądz opowiadał ostatnio o swoim starym kazaniu. "Takim o miłości, bo wszystkie kazania są o miłości". Poprosił dzieci, żeby powiedziały do mikrofonu jak ich rodzice zwracają się do siebie. Tłumaczył, że słuchając nas, rodziców, uczą się codziennych, zwyczajnych przejawów miłości. Dzieci podchodziły i ochoczo cytowały klasyczne "kwiatuszki, serduszka, gwiazdeczki..." Aż tu nagle podeszło takie małe, przy którym ksiądz ledwie zdążył wykazać się refleksem i wyłączyć mikrofon przepuszczając tylko jedną inwektywę. Swoją opowieść zakończył tak:
- Zatem kochani, postarajmy się rozmawiać ze sobą i z naszymi dziećmi tak, żeby zawsze mogły podejść i odezwać się do mikrofonu.
Wracałam do domu i zastanawiałam się, jak też zwracamy się do siebie z Tusiem. Jak Myszka zwraca się do nas? Jak mówi do mnie? Nie mówi przecież "mamusiu" tylko "maaaamaa!", choć mówi też "Słonko" (musiała to przechwycić od Tusia). Ale jak jeszcze Myszka się do mnie zwraca? Nie mogę sobie przypomnieć.
Wchodzę do domu, a tu biegnie do mnie rozpromieniona Mysz, rzuca mi się na szyję, kładzie dłonie na moich policzkach i ściskając szczękę woła z radością:
- Jesteś, skarrrrrrrbie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.