12.10.08

Noce niespokojne

- FRANIU, ZOSTAW STATEK! - rozległ się dzisiejszej nocy w naszym łóżku rozdzierający krzyk. Natka właśnie pokazała nam, że ma wyjątkowo barwne sny. Nie słyszałam, żeby Tuś był przez sen zbyt rozmowny, więc pewnie umiejętność mówienia bez przebudzenia odziedziczyła po mnie. Co prawda siebie też nie słyszałam, ale zapewniono mnie swego czasu, że wygłaszam całkiem logiczne monologi. Ba, można ze mną dość sensownie porozmawiać, a nawet wytłumaczyć mi, że nie muszę w środku nocy szukać marchewki, tylko mogę spokojnie pójść spać. Ponoć przyjęłam pouczenie do wiadomości, powiedziałam "dobrze" i więcej się nie odezwałam. Tej nocy.
Mysz była nieco bardziej dramatyczna. Ale mogło być gorzej - mój tata opowiada przez sen dowcipy. Co gorsza opowiada je po niemiecku i do tego sam się z nich śmieje - to bywa dla współspacza najtrudniejsze do wytrzymania.
No tak, ale ja właściwie nie o tym chciałam... Od jakiegoś czasu dzieci sypiają w swoim pokoju. Królik jest tam zanoszony, ale Mysz już u siebie zasypia. Nad ranem zwykle do nas przychodziła. Najczęściej ładowała się do naszego łoża z wdziękiem słoniówny, choć bywało, że czasem budziliśmy się zdziwieni, bo spokojnie między nami spała, a my nie mieliśmy pojęcia kiedy i jak się u nas znalazła. Ostatnio jednak Mysz nie przychodzi. Gdy się w nocy obudzi, staje w drzwiach swojego pokoju i woła nas przez całe mieszkanie budząc przy tym oczywiście Króliczka. Wieczorami nie chce też sama iść do swojego pokoju - czeka z wyciągniętą łapką aż ktoś z nas ją zaprowadzi. Skąd wzięły się te nocne strachy? Otóż w naszym przedpokoju zamieszkały potwory! Pierwszy ukrył się w zwiniętym dywanie z ich pokoju (nie może zdobić zoo, bo po powrocie z pralni śmierdzi starym dywanem, więc trzeba go zanieść do innej pralni). Drugi ukrył się pomiędzy wiszącymi kurtkami. Kolejne mieszkają za oknem... Nie wiemy, skąd się u nas wzięły. Nie było ich w naszych bajkach, rysunkach ani kreskówkach. Mysz znała wcześniej Ciasteczkowego Potwora, Elmo i Grovera, ale one raczej nie mieszczą się w kategoriach straszenia. Wydawałoby się, że zadbaliśmy o to, żeby nasza dwulatka nie miała jeszcze powodów do strachu, a jednak potwory i tak nam wypełzły. Tak właściwie ja też pamiętam potwora z przedpokoju moich rodziców. Miałam też kilka pod łóżkiem...
No to mam teraz pytanie za sto punktów:
Skąd biorą się te paskudy do jasnej cholery?!

2 komentarze:

  1. gabriela13@autograf.pl2/6/09 11:05

    Potwory są zdecydowanie kobiecą przypadłością. Faceci boją się wody (czasem też mycia) ale przede wszystkim dzieci. Ten ostatni strach pozostaje w niektórych do późnej starości. Wystarczy powiedzieć spodziewam się dziecka a facet wieje (z przerażenia, oczywiście), gdzie pierz rośnie a niekiedy jeszcze dalej.
    Mój synek zdecydowanie potworów się nie boi, mimo (a może właśnie dlatego) że jego świat jest ich pełen i to zarówno tych dobrych jak złych. Dlatego żaden, go nie straszy w przedpokoju ani zza okna jak na przykład mnie straszyły w nocy i byłam zmuszona wołać rodziców o pomoc.
    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Mama na Myszogrodzie2/6/09 11:05

    Moja natura paskudnej eksperymentatorki wzięła właśnie górę - poczekamy aż Franio podrośnie i sobie porównam wyniki doświadczeń na Myszach i Królikach:D
    Buziaki potwornie usmiechnięte ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.