23.2.10

Mamo, nie słyszę kołysanek

Mysz przestała nas słuchać. Trzeba było się nieźle nakrzyczeć, żeby zwróciła na nas uwagę. Bardzo mnie to denerwowało - bunt buntem, ale to już była przesada. Zaczęłyśmy się wzajemnie karać. Ja karałam ją za to, że mnie ignoruje - ona karała mnie zasmuconymi oczętami. Serce mi pękało, ale trzymałam się myśli, że nie może robić, czego tylko chce, nie wolno jej przecież rozpuszczać.
Krnąbrności towarzyszyła osowiałość. Nawet panie w przedszkolu mówiły, że nie słucha, że jest jakaś nieswoja, że nawet zasypia na leżakowaniu (!). Jednocześnie Myszka wtulała się w nas bardziej niż zwykle.
- Nie chcę chodzić do przedszkola! Nigdy już nie pójdę do przedszkola! - tego było już dla mnie za dużo.
- Dlaczego, Myszko, co się dzieje w przedszkolu, że nie chcesz tam iść?
- Nooo nie lubię chłopaków! Iii panie już nie mówią do dzieci.
Już wtedy powinnam się była domyślić, ale dopiero wieczorem dostałam w głowę młotkiem:
- Mamo, nie słyszę kołysanek.
Wtedy do mnie dotarło - Myszka źle słyszy.
MYSZKA ŹLE SŁYSZY!!!
Nagle wszystko zaczęło pasować. Jej brak zrozumienia dla mojej złości, osowiałość, brak reakcji na pytania pań w przedszkolu.
Przeprowadziłam test. Stanęłam tuż za plecami Myszki i zapytałam:
- Chcesz Mambę?
- Taaaaak! - krzyknął Franio stojący w oddali. Mysz nie odezwała się. Pokazałam jej Mambę:
- Taaaaak! - rozpromieniła się.
- Myszko kochana, jak Twoje uszka? Jak mnie słyszysz?
- Ktoś zabrał mi dźwięk.
Teraz zamiast mówić i wołać, zwracaliśmy jej najpierw uwagę dotknięciem. Wszystko się nagle zmieniło - patrzyła na nas zdziwiona, ale uśmiechnięta.
W poniedziałek pojechałyśmy na laryngologię do Szpitala Bielańskiego. Musiałyśmy co prawda poczekać, aż pan doktor skończy operować, ale nic nas nie odstraszało. Mysz przez ponad godzinę wtulała się we mnie cichutko - niewiarygodne, bo jak 3,5-latka wytrzyma 15 minut bez ruchu, a co dopiero godzinę?
- Mamo, tylko powiedz, że ja słabo słyszę, dobrze? - wyszeptała zawstydzona Myszunia na widok doktora.
Uszka i nosek co prawda były czyste, ale ostatnie ciągnące się infekcje spowodowały obrzęk trąbek słuchowych.
Zabieg był prościutki, choć nieprzyjemny. Myszka się rozpłakała, ale po chwili rozpromieniona wołała:
- Mamo, słyszę te panie! Mamo, słyszę instrumenty!
Świat zupełnie się zmienił, nagle wszędzie było jej pełno - siedzenie u mamy na kolanach? Szkoda czasu! Tyle się wokół dzieje!
To było tylko kilka dni, ale ciężko mi poradzić sobie z myślą, że choć jeden raz Mysz została ukarana niesłusznie. Jak to możliwe, że nikt z nas się od razu nie zorientował?
Wieczorem Królik szalał przed pójściem spać - biegał, krzyczał, skakał, śpiewał.
- Mamo! Powiedz mu coś! Ciszej trochę, no! Bo uszy mi pękają!

6 komentarzy:

  1. Dziękuję za odwagę z jaką piszesz o własnych problemach wychowawczych. Błędów, zaniedbań, nadmiernych bądź za słabych reakcji nie da się uniknąć, choć tak trudno sobie wybaczyć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Podpisuję się pod Gabi. Takie notki z refleksją zapadają w serce i pamięć.

    OdpowiedzUsuń
  3. Anonimowy26/2/10 19:15

    Nie zazdroszczę przebytego stresu.

    I załączam pozdrowienia dla Myszki (od stałej czytelniczki!).

    :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Mama na Myszogrodzie27/2/10 00:21

    Bardzo Wam dziękuję za wsparcie :D
    Bardzo, bardzo :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku... biedna mała myszka! Zapamiętam tą lekcję na przyszłość. Dobrze że już dobrze :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Tata na Myszogrodzie18/3/10 20:29

    Okazuje się, że dopóki trwa katar (a trwa wciąż), te biedne Mysie uszęta trzeba przepychać regularnie, co najmniej raz dziennie, czego ona nienawidzi. Nauczyła się przetykać je sama, zatykając nos i dmuchając, ale niestety nauczyła się też przy tym nieźle ściemniać i dziś zadzwoniła pani Małgosia z przedszkola z wiadomością, że Natka znowu nie słyszy.
    Teraz już słyszy :) bo Mama na Myszogrodzie gruchnęła do ucha.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.