Mysz ma swoją ukochaną układankę. Nie, wcale nie puzzle, właśnie układankę. Lubi ją tak bardzo, że każdy z drewnianych elementów zyskał swoje imię. Biorąc do ręki kolejne części tłumaczy na przykład:
- A teraz... buzia zebry. A teraz... głowa misia iii... sowa... iii... trąba słonia. A teraz... pupa zebry iii... nogi zebry. A teraz... uśmiech jeża i muchomorki (blueeee, niedobre!!!) iii... zęby korkodyla i... kokodyl i... ogon. A teraz... żyrafffa. I jeszcze... kanguzica iii... pempuszek. A teraz... małpka goryl iii...wiuwierka iii... pupa lwa iii... gziwa iii... lew iii... żółwik. I gotowe! Układamy jeszcze raz?
PS. Przy wieczornej modlitwie:
- Myszko, a o zdrówko dla kogo poprosimy?
- Tatusiowi, Małgosiowi, Zosiowi cioci [odwiedziły nas dziś], babci, dziadkowi.
- A Franiowi?
- Zabawkę!
9.10.08
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
no pieknie - doprawdy...!
OdpowiedzUsuńTosia za to dzisiaj przybiegla do mamy i mowi...:
- mamo, mamo - mam problem...!
- ojej - jaki problem masz Tosiu...?!?
- cerwony...!
pozdrawiamy...
Hahaha! Piękne! Uściski Myszogrodzkie! :)
OdpowiedzUsuń