7.2.09

Atena

Mysz karmiła mnie suszonymi śliwkami z ukochanej miseczki w psie łapki.
- Dziękuję, kochanie. Reszta dla Ciebie.
- No cóż, skoro nie chcesz, to już koniec.
I wysypała wszystkie śliwki na podłogę. Bracia Psie Serce rzucili się na zdobycz. Rzuciłam się śliwkom na ratunek. Mysz rzuciła się do ucieczki. Rzuciła też miseczkę, która rozprysła się na mrowie odłamków.
Zdębiałam. Mysz najwyraźniej też. A Królik natychmiast ruszył boso na to zaminowane pole.
Złapałam go, posadziłam na krześle, z którego zejście zajmuje mu dobrą chwilę i pobiegłam po szczotkę i zmiotkę. Za mną rozległ się głuchy huk. Cała wieczność ciszy i rozdzierający płacz Frania. Spadł z krzesła i na czole rósł mu gigantyczny fioletowy guz. Przerażona Natka rzuciła się na pole minowe, wołając:
- Mamo, ja pomogę!
Tego było już dla mnie za wiele i ryknęłam z całym bogactwem ochrypłego gardła, że ma się nie ruszać. Mysz wpadła w rozpacz.- Nie chciałam stłuc miseczki! - wołała, zachłystując się.
A dla mnie w tym momencie miseczka naprawdę miała najmniejsze znaczenie. Myślałam tylko o tym, żeby natychmiast zebrać tę cholerną tłuczonkę, bo poza nabitym guzem i rozdartym sercem będziemy mieć jeszcze rany cięte stóp. Wolałam tulić dzieci i przykładać zimny okład Króliczkowi, ale najpierw musiałam rozminować pokój.
Gdy wreszcie udało mi się unieruchomić na chwilę Frania z okładem na czole, Mysz zaczęła przepraszać. I wtedy zachowałam się piramidalnie głupio. Spokojnym tonem powiedziałam:
- Co mi po przeprosinach - trzeba było nie rzucać miseczką.
Natalka wybuchnęła szlochem i wybiegając do swojego pokoju, krzyknęła:
- Nigdy już nie zjem czekoladki!
Już gdy mówiłam te głupoty, wiedziałam, że źle robię, ale teraz poczułam się naprawdę wyrodną matką. Guz na czole Królika i tak już wykwitł, więc dałam sobie spokój z okładem i poszłam za Myszą.
Natka siedziała na ustawionym na stoliczku krzesełku. - Nie chciałam stłuc miseczki. - powiedziała na mój widok Usiadłam obok i najłagodniej, jak potrafiłam, zaczęłam wyjaśniać, że wiem i że już dobrze.
- Czy jesteś szczęśliwa? - spytała nagle Mysz.
- Jeszcze nie. - nie mogłam jej przecież okłamać.
- To ja cię pocieszę - uśmiechnęła się, przysunęła i zaczęła mnie tulić i całować i tulić i całować.
- A teraz jesteś szczęśliwa?
- Tak, teraz już tak.
I wtedy Mysz nagle wstała, odeszła kawałek i powiedziała:
- I Natka wyskoczy z głowy Tatusia. I Natka będzie zupełnie inna.

Czasem bardzo chciałabym zwiedzić zakamarki jej umysłu...

2 komentarze:

  1. Zadziwiona2/6/09 13:36

    Boże, jaka ona piękna! nie tylko zewnętrznie...

    OdpowiedzUsuń
  2. Mama na Myszogrodzie2/6/09 13:36

    To prawda. Zaskakuje nas każdego dnia.

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.