6.11.09

Mysz choruje

Ledwie udało nam się pokonać zapalenie krtani w Króliczarni (bez malinowego antybiotyku się niestety nie obeszło), choroba rozpanoszyła się po całym Myszogrodzie. Kłopot w tym, że skoro to zwykłe przeziębienie (wciąż uporczywie trzymamy się tej wersji), syrop nie jest już dziecięco dosmaczany. Przy aplikowaniu leków rozlega się zatem:
- Ale Franio miał taki malinowy syropek! Dlaczego ja mam taki gorzki? (lub kwaśny w zależności od nastroju) - Ja chcę ten syrop Frania!
Opowiadamy Myszce o bakteriach i wirusach. Tuś znalazł nawet genialne porównanie rozmiarów i teraz co jakiś czas rozlega się prośba:
- Włącz mi ziarenko kawy, ziarenko ryżu i ziarenko sezamu - nigdy nie pomija żadnego z tych składników.
Mysz macha suwakiem, a Tuś cierpliwie opowiada o pantofelkach, komórkach skóry, bakteriach i przeciwciałach. Natka podczas tej choroby mocno się edukuje, ale na rezolutności nie traci nic a nic:
- Myszko, mogę Ci dać lekarstwa?
- Nie. Spokój możesz mi dać.

3 komentarze:

  1. U nas to samo. "Przeziębienie" ;) od tygodnia. Syrop o smaku malin, syrop o smaku coca-coli itd. Staś po śniadaniu mówi: "Mamuś, a teraz moje pyszne syropki, tak?" ;)))) Zdrowia życzymy!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. I u nas... od dwóch tygodni... tylko Matka się jakoś trzyma więc robi za opiekunkę. A te bakterie i wirusiki mi włosy na głowie zjeżyły - dobrze że na co dzień ich nie widuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mama na Myszogrodzie9/11/09 10:00

    Bo na co dzień sa bardzo, bardzo malutkie ;)
    Dziś się wreszcie Myszce udało - dostała syrop truskawkowy :D Od razu skoczyło u niej morale :D
    Dziękujemy za pozdrowienia i sami pozdrawiamy serdecznie :D Nie dajmy się! ;)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.