7.11.09

Tata na Myszogrodzie przegrywa z naturą

Natura samcza jaka jest, wiadomo. To znaczy ostatnio nie wiadomo, bo podobno wrodzona samcza poligamia to czysto męski świńskoszowinistyczny wymysł mający na celu li tylko usprawiedliwienie naszych wybryków, ale czy wypływa to z natury, kultury czy obojga pospołu, faktem jest, że znanym mi mężczyznom będącym w stałym związku zdarza się odruchowo popatrzeć na kobietę niebędącą tego związku drugą połową nie jak na innego człowieka, lecz jak na kobietę właśnie. Czyli potencjalne dopełnienie najkrótszej choćby koniugacji. Mi w takich sytuacjach zwykle wyłazi na twarz ponury grymas, nie tyle dla odstraszenia co po prostu jako wyraz wewnętrznego dźgnięcia ościeniem sumienia w miętkie.
Ostatnio błądząc pośród supermarketowych półek, wpadłem znienacka na jakąś brunetkę, którą mój niewyłączalny automat zaraz wstępnie zaklasyfikował do najwyższej istniejącej kategorii. Zanim moja gęba zdążyła się boleśnie wykrzywić, rozlał się po niej błogi uśmiech, grożący mi zaliczeniem do kategorii nieuleczalnych idiotów. Jednak brunetka go odwzajemniła. Wiedziała swoje.
Była to bowiem moja żona.

4 komentarze:

  1. Ach! To się nazywa mieć Szczęście :))))

    OdpowiedzUsuń
  2. Tata na Myszgrodzie7/11/09 22:00

    A żeby Tomaszowa wiedziała, ile lat ja tego Szczęścia wypatrywałem! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Najważniejsze, że skutecznie :)))

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.