27.5.11

Cudna nasza poczta cała

Awizo.
Mała karteczka w skrzynce pocztowej.
Niby nic, a ile niesie ze sobą nieszczęścia.
Nie, nie dlatego, że miałaby zwiastować złe wieści - to byłoby zbyt proste. Ta karteczka zwiastuje ciężkie popołudnie (lub wieczór) w towarzystwie innych nieszczęśników, którzy zmuszają Bogu ducha winne panie poczcianki do ćwiczenia trudnej sztuki konwersacji i, o zgrozo, empatii.
Dziś na przykład pewna starsza pani poprosiła o pomoc w wypełnieniu blankietu przelewowego na podstawie przyniesionego pisma. Nic z tego:
- Ja tego nie przyjmę! Ja muszę mieć wypełnione! Tu nie bank! - krzyczała pani w okienku. Fakt - w żadnym znanym mi banku nie pogoniliby klienta, który próbuje wpłacić pieniądze.
Ale do rzeczy. Jakiś czas temu przyszło awizo. Tata na Myszogrodzie uzbroił się w cierpliwość i poszedł na pocztę. Wrócił cały, zdrowy i nawet nie za bardzo zdenerwowany. I z pustymi rękami.
- Pani nie znalazła przesyłki. Wzięła mój numer telefonu i zadzwoni, kiedy znajdzie. - Dodać należy, że Tata na Myszogrodzie niezmordowanie wierzy w ludzkość (w przeciwieństwie do Mamy na Myszogrodzie, która złudzenia straciła już dawno).
Pani jednak nigdy nie zadzwoniła. Przesyłka się nie odnalazła, wróciła za to do nadawcy z adnotacją "Nie odebrano w terminie".
Dziś znów znalazłam awizo do zupełnie innej przesyłki, która nie była co prawda polecona, ale "nie zmieściła się w skrzynce", jak odnotował listonosz.
Wieczór na poczcie? No dobrze, wezmę książkę i jakoś sobie poradzę.
Chyba wszyscy pojechali śledzić trasę przejazdu Baraka Obamy, bo ku wielkiej radości odkryłam, że na poczcie żywej duszy nie ma. Po mojej stronie okienek w każdym razie.
Super, myślę sobie naiwnie, pójdzie jak po maśle.
- Czy pani zawsze tu odbiera pocztę? - zdumiała mnie pani z okienka po dłuższym poszukiwaniu mojej przesyłki.
- Tak. Nie, z jednym wyjątkiem, kiedy nie znalazły panie przesyłki i odesłały ją do nadawcy. Wtedy nie odebraliśmy.
- Acha, bo wie pani, ja mam tu napisane, że to nie jest pani poczta.
Nie denerwujmy się - dziś akurat uczyłam się technik relaksacji, więc poćwiczę na gorąco.
- Ale na awizo jest nawet państwa pieczątka - powiedziałam po kilku głębszych. Oddechach.
- No tak, ale wie pani, ja tu mam napisane, że z pani ulicy to my obsługujemy tylko parzyste numery.
- SŁUCHAM?! - w sumie wiedziałam, że oddechy na mnie nie działają - Od pięciu lat odbieram tutaj pocztę - o widoku poczty z naszych okien litościwie nie wspomniałam.
- Naprawdę? - pani była szczerze zdziwiona. - To niemożliwe.
- Ja panią jednak bardzo proszę o poszukanie tej przesyłki raz jeszcze.
Pani robiła co mogła, ale zapominając o zasadach dobrego wychowania ignorowałam wszystkie aluzje, nie wychodziłam i nie chciałam dać jej spokoju. Trzy strony mojej książki i parę okrzyków "ale ona mówi, że już raz nie przyszło, więc może tu nie przychodzą" później dostałam do rąk poszukiwaną przesyłkę. Z pieczątką "Mieszkanie zamknięte" - ale może nie ma pieczątki "Nie zmieściła się w skrzynce"?
Och, jak ja nie lubię naszej placówki pocztowej.
A w przesyłce była książka Tusia. Wygrał ją w konkursie i jestem z niego bardzo dUmna.

1 komentarz:

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.