9.5.12

Przez Alpy nad morze

Großglöckner Hochalpenstraße - powtórz to kilka razy, a... zrobisz dobry początek. Trasa, którą wybraliśmy, nie wiodła autostradami, które nadają się do szybkiego i bezpiecznego podróżowania, ale nie pozwalają przyjrzeć się krajobrazom. Wypytaliśmy tutejszych, czy naszą kobyłą można się tam wybrać, uspokojono nas, że jeżdżą tam i autobusy, i fiaciki. No to w drogę... ale najpierw trzeba wypocząć.
Nie bój się lemurku, będziemy jechać nisko i powoli.

Do wodospadów w Krimml nie dotarliśmy, ale nawet stojąc na parkingu poniżej, dzieci bały się grzmotu spadającej wody.

Kemping w Bad Neubrunnen am Waldsee. Wcale not so bad.

Ble, znowu góry?! Ale obiecujemy, że to już przedostatni raz...

Tam jedziemy. Między te szczyty.

A niektórzy i na ośmiu kółkach dają radę.

Robi się surowiej. Tu nie tak dawno był lodowiec.

 Dobrze, że ktoś tu odśnieżył. Tyczki są na miesiące, w których odśnieżanie przestaje mieć sens.

Takich hardkorowców widzieliśmy kilkanaścioro, jeden miał szósty krzyżyk jak nic. Nazywaliśmy go Marianem na cześć stryja wyczynowca.

Widok z najwyższej części trasy w stronę szlaku. W przeciwną stronę jedzie się jeszcze wyżej, ale tam było zamknięte.

A na górze - knajpa schronisko. 2450 metrów nad poziomem morza.

Niektórzy dotarcie tutaj przypłacili zdrowiem, a nawet życiem.

Wyszliśmy prosto w zadymkę, taką, która zabiera ludzi.

Zrobiło się troszkę groźnie, zwłaszcza jak stanęliśmy na podjeździe i nasz kamper nie mógł ruszyć pod górę, bo kapcie się ślizgały na świeżym śniegu.

Kawałek w dół i już witamy wiosnę i niebieskie niebo.

Są tu takie chmury, co włażą na góry.

To już ostatnia miejscowość w Austrii.

A to droga do granicy. Chyba na wypadek wojny z Włochami trzymają ją w takim stanie.


Słoneczna Italia wita.



On też jak my - powoli i zawsze w domu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.