27.5.08

Łyżeczki na gigancie.

W wyniku jakiejś zadziwiającej serii zdarzeń wszystkie łyżeczki przewędrowały dziś ze swojej sztućcowej szuflady do zlewu. Zmywanie nie należy do najbardziej pasjonujących czynności, więc musiałam je sobie jakoś uprzyjemnić. Tym razem zaczęłam liczyć umyte łyżeczki. Wiem, liczenie też nie jest najbardziej popularną formą umilania czasu i wcześniej nigdy tego nie robiłam (w każdym razie nie jeśli chodzi o łyżeczki), ale znam i większe dziwactwa - naprzemienne wymienianie z pamięci kolejnych stu cyfr po przecinku liczby pi na ten przykład (ja bym się nie podjęła i może dlatego właśnie nie zostałam wielkim matematykiem?). No dobrze, ale ja o łyżeczkach właściwie chciałam, a tu mi tymczasem dygresja odjeżdża. Łyżeczki, łyżeczki!
Naliczyłam siedem. Dwa lata temu było dwanaście, a siedem z dwunastu to może i nie najgorzej, ale chyba jednak mało. Rozejrzałam się i o, jeszcze dwie, świetnie! No tak, ale dziewięć, to wciąż nie dwanaście. Skoro nie ma ich w szufladzie, nie ma w zlewie, nie ma na stole, to gdzie mogą być? Może Myszka wyniosła? Nie, zagląda wprawdzie do szuflady w poszukiwaniu "zabawek", ale do przegródki łyżeczkowej nie sięga.
W końcu poddałam się - jest szansa, że w swoim roztrzepaniu kilka mogłam... wyrzucić...
Przykro mi, drogie nasze łyżeczki, ale niestety mogło tak właśnie być. Mogłyście trafić do kosza razem z jednym z pojemniczków na danonki, dania, jogurciki, puddingi, czy inne pyszności albo razem z serwetkami po jakimś domowym deserze i już was nie odnajdę. Może uznałyście się za porzucone i niczym krasnal z Amelii podróżujecie właśnie po świecie? Może przyślecie nam kiedyś kartkę z Angkor Wat?

Jeśli więc natkniecie się kiedyś na samotną, porzuconą łyżeczkę, wyciągnijcie do niej pomocną dłoń, przygarnijcie ją - może będzie to właśnie jedna z naszych, myszogrodzkich łyżeczek - łyżeczek na gigancie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.