29.12.08

O złamanej nodze, skręcanych stołach, zaginionym serniku i innych katastrofach wigilijnych

Był sobie stół. Wielki jak wół. Zwał się ten stół stołem świątecznym. Był nieporęczny, niewygodny, a nawet niezbyt lubiany. Nic dziwnego, skoro każdego, kto chciał przy nim usiąść, kopał w kolana. Rodzice trzymali go w wózkarni, bo nawet w piwnicy nie było dla niego miejsca. Wyciągano go dwa razy w roku - na Wielkanoc i na Boże Narodzenie. W tym roku stół miał trafić do nas, jednak w niedzielę okazało się, że zniknął. Ktoś uznał, że lepiej go doceni niż my i go adoptował. Pięknie - 20 osób z talerzykami na kolanach to może być całkiem fajna impreza, ale wigilia może jednak nie. No to co robić?
Internet, meble, zakupy, IKEA i będziemy mieć stół. A dokładniej trzy stoły, bo kupno jednego dużego wypadało tak ze dwa razy drożej. W poniedziałek Tuś wyprawił się po nasze nowe meble.
Nie jestem królową kuchni, więc zamiast ostatnich kulinarnych przygotowań wybrałam przemeblowywanie i skręcanie nowych stołów. Trzeba było przesunąć stolik komputerowy. Chwila namysłu i postanowiłam nie zdejmować ciężkiego monitora i nie przenosić go przez pół pokoju - przesunę monitor od razu na stoliku, genialnie! Zabrałam się z ochotą do pracy, gdy nagle rozległ się łomot spadającego monitora. Tak właściwie to on nie spadł, tylko zsunął się łagodnie po blacie i dopiero na końcu huknął w podłogę. Chwila namysłu była za krótka, by wziąć pod uwagę ciężar monitora, naprężenia nóg stolika i innych tego typu drobiazgów, więc jedna z nóg wyłamała się, dając monitorowi niezapomniane wrażenia. Trochę to było kłopotliwe, bo na stoliku komputerowym miała według planów stanąć choinka. Co robić? No dobrze, skoro sam komputer chwilowo nam się nie przyda, to niech zastąpi brakującą nogę. Zatem jeden komputer, trzy tomy encyklopedii fizyki, dwa podręczniki i trochę archiwalnych numerów "Kuchni" (której już nie czytam, bo zeszła na psy) i noga gotowa. Choinka będzie miała swoje honorowe miejsce.
Mysz z ochotą ubierała choinkę, ale potem uznała, że bombki teraz pójdą spać i zaczęła ją rozbierać. Tym razem udało nam się zażegnać skrofę [katastrofę] bez rozlewu łez.
Jako pierwsi zjawili się przyszli teściowie mojej siostry i od razu zabrali się za pomoc przy skręcaniu ostatniego stołu.
Gdy wszyscy goście już dotarli, okazało się, że zaginął Słynny Sernik Stryjenki MysiKrólików. Co robić? Zamiast zasiąść za stołem, Stryj musiał udać się na dalekie pogranicze Bielan i Bemowa.
Co tu ukrywać - skrofa goniła tego wieczoru skrofę, a jednak wszystko się udało.
Gdybym nie wyłamała nogi od komputerowego stolika, nie moglibyśmy wybrać się po nową nogę i świecące gwiazdki, którymi tak ostatnio zachwyciła się Mysz.
Gdyby nie zaginął stół, z pewnością wyrobilibyśmy się na czas, ale nie udałoby nam się tak dobrze zintegrować z nową częścią rodziny. Poza tym jeszcze nigdy nie siedzieliśmy przy świątecznym stole w tak komfortowych warunkach, bo co cztery stoły to nie dwa.
Gdyby nie zaginął sernik, nie mielibyśmy dodatkowego czasu na przygotowanie stołów.
A gdyby Wigilii nie było u nas, wcześniej odpakowałabym prezenty i nie odkryłabym w środku nocy najpiękniejszej piżamy na świecie i nie usnęłabym w trakcie wysyłania smsa z podziękowaniem dla pomocnika Mikołaja i jego Gwiazdki.
Dodam jeszcze, że gdy zamknęły się drzwi za ostatnim gościem, Tuś powiedział do mnie:
- Jak będziemy chcieli jeszcze kiedyś urządzać Wigilię, to przypomnij mi, że... to świetny pomysł.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.