Do Volterry dotarliśmy nocą. Twierdza i tak robiła wrażenie.
Twierdzę wybudowali Florentczycy po zdobyciu miasta jeszcze w średniowieczu. Miała umocnić pozycję najeźdźcy. Brzmi znajomo?
I słusznie - natychmiast po wybudowaniu twierdza stała się więzieniem
przeciwników nowej władzy. Od Cytadeli różni się tym, że nie miała dział
wycelowanych w miasto i nie zsyłano stąd na Syberię (w zasadzie łatwiej
pewnie byłoby na Sardynię, ale pewnie nie każdy uznałby to za srogą karę).
Voletrra słynie z labiryntu krętych, stromych uliczek, tzw. carruggi, alabastru i swego prastarego etruskiego pochodzenia.
Pełno tu sklepów z wyrobami z alabastru. Alabastrem zdobione są ściany
i posadzki kościołów, a nawet niektórych domów. Później dowiemy się, że odłamkami alabastru utwardza się nawet drogi gruntowe (co akurat dziwne, bo to miękkie niczym gips). Robi się też z niego kolorowe jajka, których jedynym zastosowaniem jest sprzedawanie turystom. Bardzo skuteczne, TnM oszalał i kupił 3/4 tuzina (bo tanie były! i takie kolorowe!). Przydadzą się do święconki.
Palazzo dei Priori na Piazza dei Priori.
Gdyby
ktoś zastanawiał się dlaczego w pewnym filmie i budynek i plac
wyglądają zupełnie inaczej, to spieszę z wyjaśnieniem - sceny w filmowej
Volterrze kręcono w zupełnie innym mieście. Również pięknym, również
pełnym kamieni i historii, ale leżącym za daleko na południe od naszej
wielkiej trasy.
Jest tu tak przyjemnie i błogo, że za chwilę beztrosko zostawię swój plecak.
- Znalazłam plecak! Hura! Tam są wróżki!
- Dziękuję, mamusiu, tam są moje wróżki!
Pierwsze prawdziwe spotkanie z Morzem Śródziemnym mieliśmy na kempingu Miramare.
Według słów pani kempinżanki morze było jeszcze za zimne na kąpiel. Wtedy nie wiedzieliśmy jeszcze, że dla Włochów woda w morzu przestaje być zimna, gdy osiąga temperaturę zupy.
Zapomnieliśmy, które jak się nazywa, ale ładne, prawda?
Piza!
A wieża zza katedry:
- Ja też chcę być na zdjęciu, ja też, ja też!
Kalifornia?
Nie, to Genua!
Trudno było zrobić zdjęcie bez przewodów, bo wszędzie jeżdżą tu trolejbusy (jak w Salzburgu).
Jest tu też fantastyczne akwarium, ale o nim opowiemy następnym razem.
Kalifornia?
Nie, to Genua!
Genua stara się być współczesna, ale wciąż jest średniowiecznie wąska i pokręcona...
yyy... poskręcana.
Fontanna na piazza Ferrari.Trudno było zrobić zdjęcie bez przewodów, bo wszędzie jeżdżą tu trolejbusy (jak w Salzburgu).
Katedra San Lorenzo.
Porto (wbrew pozorom) antico.Jest tu też fantastyczne akwarium, ale o nim opowiemy następnym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.