Jestem w pracy. Lekko zgłodniałam, więc kupię sobie coś pysznego. Nic prostszego, skoro bufet tuż koło schodów, prawda? Sięgam do torebki w poszukiwaniu portfela, a tu...
Niespodzianka!
Portfela nie ma, ale mam za to dwie pieluchy!
Dobrze chociaż, że jeszcze nie używane.
24.10.08
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Cóż, ostatnio zapomnialam o posiadaniu kobiecych torebek. Żyje w symbiozie z dzieckiem i korzystamy ze wspólnej torby w komplecie z wózkiem. Jest w niej wszystko. Staram sie co kilka dni robic czystki i przeglad wojsk; uzupełniam pieluchy, kremiki, zestaw podrożny zabawek i zyweiniowy na czarna godzine dla Dzidka.
OdpowiedzUsuńbuziaki
Tak właściwie ja nie tylko teraz, ale nigdy nie miałam kobiecych torebek - małe to, ciasne to i jeszcze ciężko się zakłada na plecy ;) To, co mam, to też chyba jednak worek jest, ale i tak jakoś nie mogę sobie przypomnieć kiedy pakując się postanowiłam płacić pieluchami ;) Tak to jest, jak zapomina się zażywać napamięciowniki (znów zapomniałam jak nazywają się moje krople na poprawę pamięci, co to ciągle zapominam je sobie zaaplikować :D).
OdpowiedzUsuńA może to jednak Mysz mnie spakowała, bo wie, że z domu bez zapasowych pieluszek się nie wychodzi? To by wyjaśniało dlaczego miałam tylko pieluszki Frania - ona się przecież ze mną do pracy nie wybierała ;)
Pozdrawiam bardzo serdecznie i dziękuję za dedykowane uściski - nikomu ich nie dałam, sama się w nich wytarzałam ;)