19.4.09

Bo jesteśmy lekiem na całe zło...

Jak niektórym wiadomo, od kilku dni pustoszy nasze brzuchy i brzuszki rotawirus. No dobrze, na brzuszkach się wcale nie kończy... Myszogrodzka apteczka zamieniła się w składnicę niechcianych elektrolitów, antybiotyków, a nawet jednego drożdża. Gdy tylko dzieci nie śpią, mamy karmić je małymi porcjami rozgotowanej marchewki - gdyby tylko zechciały jeść, bo o lekach to już całkiem możemy zapomnieć...
Dziś wirus z całą mocą zaatakował Tusia. MysiKróliki natychmiast wykorzystały to do bezlitosnego, niekończącego się wtulania.
- Myszko, chciałabyś napić się wody?
- Nie.
- A chciałabyś soczek?
- Nie.
- Nie jesteś głodna? Co mogłabym ci dać do jedzenia?
- Yyyy... Zjadłabym... Ciebie! - roześmiała się radośnie Myszka.
Chyba wraca do zdrówka ;)

3 komentarze:

  1. Dostrzegłam, iż Franiulo cosik sobie ssie i jestem ciekawa cóż to takiego? Poza tym dziś rozwodzic się będę nad nim właśnie, bo on taki cudny.
    buziaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Mama na Myszogrodzie20/4/09 08:10

    No niestety ssie właśnie dokładnie TO :( Próbujemy go zniechęcać, ale jak widać, nie zawsze odnosimy sukces... Ale i tak jesteśmy dobrej myśli :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.